piątek, 24 września 2010

Rozgrzewka

Podczas minionego tygodnia popracowalam nad rozgrzewka i wzmacnianiem nog i tylka (za rada Hankiskakanki). Przejrzalam co proponuje internet i stworzylam pietnastominutowy rozruch, uwzgledniajac moje potrzeby indywidualne, czyli koniecznosc intensywnego rozruszania i rozgrzania bioder.

Rozgrzewke podzielilam na trzy czesci, dwie pierwsze sa statyczne (w miejscu), trzecia dynamiczna; kazda trwa m.w. piec minut. Prezentuje sie to tak:

I Rozruch ogolny wszystkich czesci ciala, zaczynajac od glowy, tulowia, przez rece, nogi itd. Wzorowalam sie, a wlasciwie to spapugowalam calosc ze starego programu Cindy Crawford, ktory kilkanascie lat temu pomogl mi w dochodzeniu do formy po pierwszym i drugim porodzie. Ten maly wstepniak wlasciwie stal sie dla mnie archetypem rozruchu, moje cialo lubi go, no i nie mam problemow z zapamietaniem sekwencji cwiczen, przez co wykonuje je wlasciwie automatycznie.

II Druga czesc poswiecona nogom. Cwiczenia w miejscu przy drazku albo drzewie – wymachy nog w bok i na wprost (8 razy w kazda strone). Przenoszenie ciezaru ciala w rozkroku z jednej nogi na druga z lekkim poglebianiem (x8), wypady (kazda noga x8), przysiady (x8). Po tym jeszcze raz skrety tulowia (nie za duzo i nie za intensywnie, by nie nie doprowadzic przed treningiem do zwiotczenia tego mojego paska biodrowego).

III Rozgrzewka w biegu. Odcinek ok. 20 metorw, tam i z powrotem z wymachami rak, krokiem dostawnym, wyskokami, skretami. Troche jak to pokazuje Staszewski (krecenie kolanami niezapomniany widok, chle chle), a troche jak nas uczyl nauczyciel wuefu w podstawowce – rozgrzewka przed meczem koszykowi. Odpuszczam sobie sklony w biegu, sa dla mnie zbyt obciazajace odcinek ledzwiowy kregoslupa.

Mysle, ze taka rozgrzewka powinna wystarczyc. Wyprobowalam ja dwa razy przed 25 minutowym biegiem i efekt chyba byl dobry, po biegu i pieciominutowym rozciaganiu moje „boki” nie przypominaly mi o swoim istnieniu, czyli nie bolalo.

Za to wczoraj bolal mnie znow pas biodrowy, pupa i dol plecow. Sama jestem sobie winna - poszlam na step i body jam. Duzo podskokow, sklonow i roznych innych monotonnych ruchow (chociaz sam body jam monotonny nie jest, wrecz przeciwnie, bawie sie podczas tych zajec jak dziecko), za malo rozciagania. I tutaj smutna konkluzja. Powinnam zrezygnowac z „cwiczenia wszystkiego i jak leci”, jesli na prawde mam w kwietniu przebiec 10 kilometrow albo polmaraton. Tylko ze ja tak lubie zajecia z fitnessu. Jest jeszcze jeden powod, dla ktorego bede musiala ograniczyc fitness. Zeby bez uszczerbku na zyciu rodzinnym zmiescic w tygodniu to wszystko co powinnam robic i na co mam ochote, musialabym sama zostac instruktorem :D. Ech, i po cholere czlowiek szedl na studia, zamiast dwadziesia lat temu machnac kurs instruktora. Robilabym teraz to co lubie i byla (jeszcze) szczesliwszym czlowiekiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz