czwartek, 3 czerwca 2010

humor

W szpitalu, o ktorym pisalam wczesniej, spedzilam cztery tygodnie, z tego trzy podpieta do kroplowki. Co trzy dni zmiana miejsca wklucia, raz lewa raczka, raz prawa, wyzej, nizej itd. Bylam wiec caly czas zakablowana, a stojak do kroplowek stal sie prawie czescia mojego ciala. Nauczylam sie ubierac i rozbierac przekladajac rekawki przez kabelki, nie wspominac o tym, ze wszedzie go musialam ze soba ciagac, do toalety oczywiscie tez. Gdy zaczelam czuc sie troche lepiej, uciekalam z pawilonu i przesiadywalam na lawce w ogrodzie szpitalnym, tastajac oczywiscie moj stojaczek. Gdy po 3 tygodniach oswobodzili mnie, zadzialal odruch. Nie myslac wcale chwycilam pusty stojak i zaciagnelam go ze soba na lawke. Zorientowalam sie po chwili. Najpierw dyskretnie sie odsunelam, potem przesiadlam na inna lawke, udajac, ze stojak wcale nie jest moj.
Mam nadzieje, ze nie stoi tam do dzisiaj...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz