piątek, 15 października 2010

"medycyna naturalna" c.d.

Czasami mam ochote plakac z moja kolezanka pigula, gdy slysze opowiadania jaka droge przechodza w Senegalu pacjeni onkologiczni od diagnozy do rozpoczecia leczenia. Leczenie onkologiczne w szpitalu panstwowym jest odplatne. To pierwsza przeszkoda. Zaprzeczenie - bo przeciez dobrze sie czuje - kolejna. Wiara, ze - pomoze mi "medycyna naturalna", bo pomogla wujkowi, dziadkowi i sasiadowi - trzecia. W efekcie pacjent po wyjsciu z gabinetu lekarskiego, zaczyna pielgrzymke po specjalistach od ziolek, marabutach - specjalistach od gri-gri z jaszczurzej skorki i pazurka nietoperza. Nie pomaga? Ech, oszust marabut, w sasiedniej wsi jest lepszy. Ten tez nie pomaga? Podobno pod granica z Gambia jest taki wyjatkowy - ministrowie do niego zjezdzaja... Prawda to - jest i zjezdzaja.

Pacjent wraca oczywiscie do swojego lekarza po kilku miesiacach, gdy bol rozrastajacyh sie tkanek nowotworowych zaczyna byc nie do zniesienia...

Bywaja tez inne historie. Siostrzenica meza, cudowna i inteligentna dziewczyna, przedstawila mi swoja najblizsza przyjaciolke. Dziewczyny razem wyjechaly dwa lata temu do Francji na studia, u kolezanki lekarze wykryli zaawansowanego raka (nie wiem dokladnie gdzie ognisko pierwotne, z rozmowy wynika, ze zaatakowanych jest wiele organow). Kolezanka przeszla kilka cykli chemioterapii, niestety, odpowiedz byla nikla, do tego pacjentka wymeczona, przerazona, z dala od rodziny. Po poltora roku zdecydowala sie wrocic do Senegalu. Rodzice podobno skontaktowali sie z cudownym ozdrowicielem, ktory leczyl z raka prostaty prezydenta Gabonu Omara Bongo*. Bongo zmarl w czerwcu 2009...

Nie jest moja intencja epatowanie bieda czy zabobonami ciemnej Afryki. Takze w centrum Europy tolerowane sa praktyki znachorskie. To tylko taka senegalska "cieciorka w nodze".

Rak jest podstepna choroba takze z tego powodu, ze sklania chorego do takich wlasnie, irracjonalnych dzialan.

8 komentarzy:

  1. Wiesz, czasem to także kwestia tego, jak zachowuje się przedstawiciel medycyny: czy budzi zaufanie chorego i rodziny. Bo jeśli nie robi nic w tym kierunku, to łatwiej zaufać sąsiadowi, księdzu czy przyjaciółce kuzynki, której mąż ma kolegę, którego stryjenka... itp.

    OdpowiedzUsuń
  2. hmm.. myślę, że troche zbytnio ta medycyna naturalna została odnisiona tylko do znachorow... Leczacych byle jak i byle gdzie...
    Wydaje mi sie jednak, ze w ziolach, diecie lezy duza moc - tylko trzeba ja odpowiednio zaaplikowac..
    Sama sie lecze z raka i trudno mi uwierzyc by tylko chemia, radio i operacja mialy mi pomoc.. Dlatego korzystam z innych metod rowniez... zmienilam diete.. zazywam formy ziol..
    Medytycyna szpitalna jest niezbedna.. ale kiedys przeczytalam ulotki na lekach, ktore dostala moja ciotka - wlasciwie krag zrobiono z tych specyfikow... jeden pomaga na cos.. ale nakreca inne cos.. drugi na to inne pomaga ale nakreca trzecie cos.. to trzecie cos leczy kolejny ale nakreca piate... przy ktoryms tam w koncu trafiamy na specyfik ktory nakreca to pierwsze... Nie wspomne o spustoszeniach w zoladku, watrobie itd..
    Oczywiscie nie rezygnuje z takiego leczenia.. ale uwazam, ze nasza medycyna akademicka za bardzo skupia sie na skutkach, a nie docieka przyczyn...

    **********************

    No i powiem oczywiscie, ze z wielka przyjemnoscia czytam Twojego bloga od jakiegos czasu... swietnie piszesz..
    A stwierdzenie w temacie meza "won do pracy" sprawilo, ze doslownie poplulam sie kawa ze smiechu...
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Midi, racja, niestety
    Jazzowa, tez to wsz robie, pije zielona, przyprawiam kurkuma, jem duzo warzyw. Z perspektywy czasu widze jednak, ze przecenialam Antyraka ;) . Wpedzil mnie w anoreksje prozdrowotna w bardzo zlym momencie leczenie, o czym pisalam gdzies wczesniej (podam linka zaraz).
    Dziekuje za mile slowa i zycze Ci sily do walki i zebys stanela na podium ze zlotym medalem :)

    OdpowiedzUsuń
  4. o, tutaj pisalam :D
    http://raknieborak-aniaha.blogspot.com/2010/05/po-dlugich-miesiacach.html

    OdpowiedzUsuń
  5. Aniu idę nastawić zielkę, jak mówi moja siostra.
    A co do "Antyraka" to racja, trzeba czytać, trzeba przesiewać informacje i trzeba aplikować swój zdrowy rozsądek do wszystkiego, nawet do takiej mądrej w sumie i dużo wnoszącej książki.

    OdpowiedzUsuń
  6. No cóż jakby nie było.. szlachetny umiar jest wskazany we wszystkim.. ;o)
    Również w przyswajaniu wiadomości z różnych mądrych książek.. trzeba przede wszystkim jednak siebie obserwować..
    A nic to... trzeba iść do przodu i tyle..
    Przeczytałam Aniaha... dziękuję...
    Podziwiam Cię za ten zapał do biegania.. niesamowita to rzecz.. ja uwielbiałam sport.. ale w formie bardziej gier zespołowych.. tudzież gimnastyki.. Natomiast bieganie to było to co nigdy jakoś do mnie nie przemówiło... chyba miał na to wpływ mój pokaźny biust.. jakoś mnie to krępowało dziewczyną będąc..
    No i najnormalniej w świecie nie potrafię biegać sensownie...

    OdpowiedzUsuń
  7. Midi poruszyła ważny problem. Pacjent, który od dłuższego czasu zmaga się z chorobą i trafia na lekarzy traktujących go jak kolejny, standardowy przypadek, zaczyna czepiać się każdej możliwości, która daje mu choć trochę nadziei.

    OdpowiedzUsuń
  8. Hanko, to prawda. Wielkie szczescie maja Ci, ktorzy trafili na lekarza ktoremu sie chce...
    Jazzowa - ja tez jeszcze nie potrafie. Na razie mam tylko zapal. Ale juz czuje, ze lekkoatletyka to krolowa sportow ;)

    OdpowiedzUsuń