czwartek, 18 listopada 2010

niefortunne skrety albo zimna sala do rezonansu

Baran podobno był piękny. Biały, łagodny i śliczniutki. Zdjęcia są na komórce, ale skoro kabelka nie mamy, to chętni muszą przylecieć by zerknąć.

A piszę podobno, bo go nie widziałam. Pogięło mnie, spędziłam uroczy dzionek w klinice podpięta do kroplóweczki i dostałam zakaz opuszczania łóżka przez dwa dni. Plecy dokuczały mi coraz mocniej, pojechałam więc do kliniki z nadzieją, że skończy się na jakis zastrzykach. Zaparkowałam na parkingu, zgasiłam silnik, otworzylam drzwi, wysiadając wystawiałam jedną nogę i ... drugiej już nie zdołałam.
W sumie dobrze, że to się stało na parkingu kliniki, a nie na przykład marketu, che che che.

Aha, a  w ubiegłą sobotę zrobiłam dwa rezonansy. Dolnego kregosłupa wykazał dyskopatie, a ten porakowy w miednicy nic nie wykazał, hurrrra, zresztą wiedziałam, że tak bedzie. Widziałam przez szybkę, że pan technik przygladał się obrazowi na monitorze bardzo intensywnie, więc oczywiście nie mogłam sie pohamować i po badaniu pytam - co, niewiele tam znalazles; ani macicy, ani jajników, ale zapewniam - tranwerstytą nie jestem. Moje durne poczucie humoru wlaczyło się jak zawsze w lekkim stresiku. A że jednak sie zacukałam świadczy fakt, że w przebieralni zostawiłam biustonosz. Koleżanka piguła mi go odda na naszej polonijnej imprezce z okazji Szięta Niepodległości.

Swoją drogą to połamało mnie pewnie też przez to badanie. Dwa rezonansy, jeden po drugim to 2 x 35 minut w wymuszonej pozycji z blacha pod ta bolącą czescia i w zimnym pomieszczeniu. No i już więcej nie będę wysiadac z samochodu jak lale na filmach - najpierw jedna nóżka, potem druga. Pamiętajcie - trzeba na siedzeniu skręcić tułów i nogi i wysiąść przodem.


Tabaski to bardzo rodzinne święto. Mieliśmy je spędzić u mamy męża w Mbour, 80 km od Dakaru. Mama męża wszystko przygotowała na nasz przyjazd, dzieciaki poumawiały się na psoty z kuzynostwem. Zadecydowałam więc, że M jedzie z dziecmi beze mnie. I to była dobra decyzja. Rodzinka swiętowała, a ja spędziłam dwa dni w łóżku z Bournem i z tableteczkami lekko zmieniającymi swiadomość. Fajnie było.
A jutro przylatuje Basiangha. Youpii

4 komentarze:

  1. to proszę jutro wznieść kilka toastów. Kilka, bo nie można na sktóty załatwić wszystkiego za jednym przechyleniem kelyszka!
    Listę toastów możemy ustalić skypowo, żeby łatwiej było ją modyfikować ;)
    Na naukę przełykania nie trzeba Was chyba wysyłać?
    :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Ufff, dobrze, że rezonans nie wykazał nic złego :) Odpoczywaj z proszkami i Bournem!

    OdpowiedzUsuń
  3. Marciosz - zara jade po nia na lotnisko. nie wiem jak to bedzie z toastami bo my obie tera lekomanki...
    Hanko - ale ja wiedzialam, ze tak bedzie. Juz odpoczelam, "Zdrada Bourne'a" choc nie autorstwa Ludluma tylko jakiegos Lustbadera, moze byc.
    Tylko ze szlaban mam na biebanie i nawet na gimnastyke, do czasu, az nie przestanie bolec. Z moim adhd to tragedia. moze pochodze na plywalnie...

    OdpowiedzUsuń
  4. Aneczko, dumnam z Ciebie z tym rezonansem ;) i moe to dobrze,e nie widzialaś jednak tego barana... wiem,że to tradycja ale mnie tak ciężko, gdy ginie zwierzę....

    I pięknie to wszystko opisujesz, czuję się jakbym tam była i to wszystko oglądała swoimi oczami ;)
    Dzięki ;)
    :*

    http://mamczerniaka.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń