wtorek, 11 stycznia 2011

Dakar to dziura,

Nie dosyć, że trudno z białą gębą się zagubić w tłumie, to jeszcze gdzie nie pójdziesz, spotkasz kogoś znajomego, albo kogoś kto zna Twojego znajomego. To pierwsze bardzo mi przeszkadza, ale to drugie sprawia, że czuję się mimo wszystko u siebie, z poczuciem przynależności do tego miejsca na ziemi.

Spotkania bywają śmieszne.
W sobotę po bieganiu poszłam na zakupy. Wyciągnęłam z samochodu bluzę, by nie świecić gołym brzuchem i udałam się w kierunku znanego wszystkim magazynu typu mydło i powidło, którego właścicielem jest zawsze szeroko uśmiechnięty Libańczyk o niebieskich oczach. Od czasu, gdy po drugiej stronie bulwaru i drogi szybkiego ruchu wyrosła konkurencja w postaci nowego marketu francuskiej sieci Casino, Libańczyk jeszcze szerzej się uśmiecha dbając o klientów. Ja lubię przyglądać się jego żonie, która jest tak sztuczna (na moje niefachowe oko - cycki, botoks, broda i chomiki), że wygląda jak siostra swoich synów.
Ale ja nie o tym.
Przed wejściem spotykam Libankę, którą znam zaledwie z widzenia z fitnessowni. O - biegałaś, mówi - widać, cała czerwona jesteś. Grrrrrrrrr. Niech żyje szczerość!

Spotkania bywają cudownie przypadkowe, z rodzaju tych nic-nie-dzieje-się-bez-przyczyny.
Katastrofalne wyniki bynajmniej nie ostudziły moich zapałów. Postanowiłam wypróbować inne ścieżki i w poniedziałek rano pojechałam do parku leśnego. Trzy kółeczka to 5 km z małym haczykiem (a może i bez). Biegło mi się dużo lepiej. W połowie drugiego kółka wyprzedziła mnie galopując dwa razy szybciej ode mnie kobitka m.w. mojego wzrostu i wieku. Bałam się, że mnie przy trzecim okrążeniu zdubluje, więc przyspieszyłam troszkę. Oczywiście niepotrzebnie. Po trzecim kółeczku - 27 minut miałam już dość. Na koniec zrobiłam kilka podbiegów, takich na oko, zresztą ja ciągle robię wszystko na oko, korzystam tylko z dziecięcego zegarka mojej córki, z branżowego wyposażenia jak na razie mam tylko buty do biegania i biegowe skarpety. I starczy na razie. Po rozciąganiu udałam się w stronę auta i tam natknęłam się na tę kobitkę - pędziwiatr, w koszulce maraton Barcelona. Okazało się, że to współprezeska Dakarskich Kajmanów, klubu maratońskiego. Sympatyczna, otwarta i namawia do dołączenia do klubu.
Dzisiaj dostałam od niej maila. W sobotę w Somone (akurat tam będziemy) organizują półmaraton i dychę. Bez spinania się i dla przyjemności.
Uwielbiam Dakar, tę dziurę.
....
jak myślicie, czy cdn?

13 komentarzy:

  1. Myślę, że cdn nastąpi... w sobotę;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dakar, jak miła dziura, łatwo spotkać kogo trzeba ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. amaz na emigracji - dlaczego nie moge pisac komentarzy u Ciebie?

    OdpowiedzUsuń
  4. nastapi - pojde popatrzec :P

    OdpowiedzUsuń
  5. No i jak? Popatrzyłaś na swoich przyszłych współbiegaczy?

    OdpowiedzUsuń
  6. Hi hi, a ja zajrzałam, myśląc, że się z komentów dowiem, że jednak się zapisałaś na dychę :)

    Fajne to spotkanie, bieganie w kupie bywa bardzo motywujące, no i źródło wiedzy wszelakiej masz pod ręką.

    OdpowiedzUsuń
  7. Aniaha,
    jesteś ( stan na 17:00) na pierwszej stronie gazeta.pl! Gratulacje!

    OdpowiedzUsuń
  8. przeczytałem dziś artykuł na gazeta.pl z linki do tego niesamowitego miejsca. 3 mam kciuki za przygotowanie do maratonu! :) do przodu!

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja właściwie nie wiem o co biega z tym bieganiem, ale też gratuluje pierwszej strony na gazecie!

    Wilk zauważył i uprzejmie doniósł, a ja urosłam z dumy,że znam Madame :*

    OdpowiedzUsuń
  10. zaskoczona jestem i onieśmielona, bo sądziłam, że to sobie powisi na www.polskabiega,a tutaj Agora zaszczyciła mnie sadzając pod księciem Karolem....

    OdpowiedzUsuń
  11. książę karol nie ma tak ciekawej i potrzebnej innym historii. dziękuję za sprawozdanie z trudnych chwil, wielu osobom naprawdę pomagasz, motywujesz do działania, przypominasz ile zależy od nastawienia....kibicuje w przygotowaniach do maratonu, i czekam na toast 15 marca 2015 :)
    p.s. to mój ulubiony fragment, przypomina jak ważne jest działaniu tu i teraz, żeby potem móc się cieszyć pełnią: "Setki biegających ludzi. I to nie tylko tych zamożnych, w modnych dresach i całym potrzebnym i niepotrzebnym osprzętem. Biegają także ci bez pracy, bez zajęcia gwarantującego stały dochód, zdawałoby się bez perspektyw. Inwestują w swoje zdrowie i stan ducha, co świadczy o wielkiej sile i optymizmie; to inwestycja z myślą o przyszłości i o lepszych czasach. Taka postawa - ok, teraz jestem biedny, ale to nie znaczy, że moje ciało ma to odczuwać, bo w przyszłości gdy przyjdą dla mnie lepsze czasy, co mi będzie po niedołężnym ciele? Bardzo mi tym imponują."

    OdpowiedzUsuń