piątek, 21 stycznia 2011

Jeszcze raz o biegu

Bieg w którym wzięłam udział był "dziesiątką" towarzyszącą kolejnej edycji "Półmaratonu w Somone". Jeśli wszystkie biegi w Senegalu mają tak dobra organizację i sympatyczną atmosferę, śmiało mogę zaprosić  - przyjeżdżajcie!. Bieg odbył się po terenie granicznym między buszem a namorzynami. Podejrzewam, że podczas pory deszczowej teren jest zbyt podmokły, by móc po nim biegać. Gdzieniegdzie dostojne baobaby dotrzymywały towarzystwa.

 Trasa oznaczona była bardzo dobrze, dodatkowo na zakrętach, w miejscach rozwidleń stali „pomagacze”. Pogoda dla mnie ok – słaby wiaterek, temperatura około 25 w cieniu, w słońcu oczywiście nieco wyższa, na co narzekał pewien młody człowiek, którego ostatecznie wyprzedziłam (checheche, złej baletnicy…..). Zostaliśmy uprzedzeni, że w przypadku zasłabnięcia mamy starać się dotrzeć do najbliższego „pomagacza”, który wezwie jedną z dwóch karetek, czuwających na mecie. Ubiegłoroczny bieg odbywał się w dość ekstremalnych warunkach, wiał gorący i suchy harmatan, temperatura oscylowała około 40 stopni i karetka musiała odtransportować kilka osób podpiętych do kroplówek.

Biegło mi się całkiem dobrze. To znaczy nie było łatwo, ale obawiałam się, że będzie dużo ciężej. Jak pisałam wcześniej, po piątym kilometrze zaczęłam robić krótkie przerwy na marsz; po wyrównaniu oddechu wracałam do truchtu. Na siódmym kilometrze zaczęło mnie boleć śródstopie, na ósmym jajnik prawy, którego nie mam ………więc myśli moje pobiegły do pytania – czy podczas operacji Kocur usunął mi wyrostek czy nie. Przy okazji muszę go ot o zapytać. Od dziewiątego kilometra bolało mnie już wszystko, także obojczyki.  Ale dałam radę. Zameldowałam się na mecie, zjadłam pół banana i pomarańczę, wreszcie napiłam się w spokoju wody, oddałam koszulkę biegową i dostałam pamiątkową z napisem „Półmaraton (sic!) w Somone 2011”. 

Przyglądając się tym, którzy dotarli po mnie i pierwszym kończącym półmaraton, porozciągałam się bardzo dokładnie, a potem wskoczyłam w szpilki (imprezka u współpracownika męża). Faktycznie łydki nie bolały mnie wcale, stopy też nie – zaliczyłam tylko jednego bąbla na prawej podeszwie, prawdopodobnie z winy haluksa.  Biodra, tyłek i uda trochę, ale dało się przeżyć. W poniedziałek i środę pobiegałam po 30 minut, w czwartek zaliczyłam ćwiczenia siłowe, jutro idę na długie wybieganie. Założyłam sobie, że pobiegnę jutro wolniutko 1 x 30 min. I 2 x 15 min. Youpiiiiiii, jestem biegaczem!!! 
Branie udziału w zawodach i biegach zorganizowanych ma wiele zalet. Zdobywamy doświadczenie, także logistyczne, poznajemy możliwości własnego ciała, jest to wreszcie dobra okazja do porozmawiania z wytrawnymi biegaczami . Ja wiem, że muszę jakoś rozwiązać sprawę  nawadniania i nawilżanie ust podczas pory suchej i nauczyć się coś robić ze śliną. Może to niezbyt elegancki temat, ale ja po prostu nie wiem co z nią zrobić - robi się jakaś taka gęsta, trudna do splunięcia, a jeszcze trudniejsza do przełknięcia. Zapijać wodą? Czyli biegać z buteleczką? I wtedy rozwiążą się oba problemy?

8 komentarzy:

  1. Zaciekawiłaś mnie tematem śliny, bo nie znam z autopsji. Za to mogę napisać rozprawę naukową o smarkaniu w trakcie biegu / jazdy na nartach :( Może wypluwaj? Często widuję plujących biegaczy.

    Ps. W Polsce start przy 25C w cieniu uchodzi za start w warunkach ekstremalnych :)

    OdpowiedzUsuń
  2. no wlasnie, teraz w Senegalu jest pora sucha, moze wiec dlatego ślina gęstnieje? Jak pluję to się opluwam. No i usta bardzo suche.
    Zatkany nos bardzo przeszkadza. Staram sie pamietac, zeby sie dobrze, echem, wysmarkać.
    Ależ temat się zrobił fizjologiczny :D

    OdpowiedzUsuń
  3. No proszę, całkowicie biegowy wpis ;)
    Dokładnie tak pomyślałam - jakbym miała przy 25 stopniach biegać 10 km na zawodach, to pewnie bym się rozpuściła :)
    Może warto biegać z odrobiną wody i płukać usta czasem? Nie wiem, ja - jak Hanka - jestem z gatunku smarkających :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ania, uwielbiam cię czytać:))
    doświadczeń ze śliną nie mam żadnych - poza tym ze biegacze kojarzą mi się z pluciem:D
    ściskam, s.

    OdpowiedzUsuń
  5. Midi; chyba z tą wodą to dobry pomysł
    Sylwia; będziesz mnie lubić, jak zacznę pluć? A swoją drogą to Ty? Sylwia D z K?

    OdpowiedzUsuń
  6. Aniu ;)))) yesoooo a ja zwyczajnie Cię podziwiam za upór ;)))))))!!!!!

    http://mamczerniaka.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  7. to ja, Sylwia D z K :D
    no biegaczką już jesteś, to plucie jest w Ciebie wpisane, więc jak mam Cię przestać lubić;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Lubię bić rekordy i łamać słabości. Z takimi ludźmi spotkałem się na Armageddon Challenge, gorąco polecam!!

    OdpowiedzUsuń