poniedziałek, 10 stycznia 2011

Kiepsko

zrobiłam sobie dwa małe sprawdzianiki,

Środa.
Było strasznie. Ale od poczatku.
Po porządnej rozgrzewce biegło mi się całkiem całkiem. Znów bulwarem nadmorskim, ale tym razem opuściłam betonowy deptak i biegłam po ubitej i dość nierównej ziemi. Po ośmiu minutach dobiegłam do sztucznej palmy przy hotelu Terrou bi, zrobiłam nawrót i .... prawie stanęłam - nawrót miałam pod wiatr. I to mocno pod wiatr. Dobiegłam do początku - szesnasta minuta biegu - i stwierdziłam, że nie dam rady ani kroku dalej. Teraz wiem, że popełniłam błąd taktyczny - zamiast zwolnić (jeśli to w ogóle możliwe...) starałam się na siłę utrzymać to samo tempo pod wiatr co z wiatrem i zwyczajnie się wyprułam. Miałam ochotę się rozpłakać. Przecież w krainie goniących burków biegałam po 50 minut, a teraz nawet nie pół godziny. Co ja mówię - nawet nie 20 minut. Wkurzona na maksa po minutowym truchcie pobiegłam jeszcze dwa razy po pięć minut i wróciłam do domu na tarczy.

Sobota
Podobna trasa. W jedną stronę 13 minut, w drugą 15. I po odpoczynku znów dwa razy po 5 minut z przerwą minutową. Tez czulam sie wypruta. Ale najwazniejsze - moglam biegac. Bardzo dobrze sie rozgrzewalam i rozciagalam. Bol plecow w normie.

Porównując oba sprawdzianiki.
W środę biegłam po południu, w sobotę rano - lepsza forma.
Teren nie jest zbyt sprzyjający, twarda wyschnieta ziemia, male pagorki, kamienie i gruz (kto zna 3 swiat, wie co mam na mysli). Wlascwie można to nazwać crosem...
Wyniki katastrofalne ale nie bardzo sie tym przejmuje. Moglam biegac i to jest w tym momencie najwazniejsze. Najblizsze dwa tygodnie poswiece na dojscie do swobodnych 30 minut.

Odwiedzilam znajoma fizjoterapeutke, ktora dwa lata temu naprawiala mi plecy. Jej zdaniem znaczna utrata wagi podczas leczenia oslabila male miesnie trzymajace kregoslup i powinnam skupic sie mocno na wzmocnieniu ich. Przypomniala cwiczenia; takie smieszne napinanie i puszczanie albo wciskanie glowy w poduszke i dupska w lozko. Sa tak nudne, ze zasanc przy nich mozna, tym bardziej, ze z przeznaczeniem do wykonywania w lozku.

3 komentarze:

  1. Nieustannie zazdroszcze samozaparcia.. u mnie konczy sie na mowieniu o cwiczeniach... Sportowiec-gawedziarz jestem normalnie...

    Mysle, ze przy Twoim nastawieniu dojdziesz do wynikow jakie zalozylas... ale podejrzewa, ze bez tych nudnych cwiczen lozkowych - moze byc ciezkawo...

    OdpowiedzUsuń
  2. Aniu, nawet nie zauważysz, kiedy forma wróci :) Jeśli wzmocnisz pośladki, odciążą one plecy i wtedy bóle znikną albo zmaleją. Powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  3. jazzowa, nic na sile. poszukaj czegos, co Ci bedzie sprawialo przyjemnosc
    haniu, dziekuje, ze we mnie wierzysz :D
    o posladkach pamietam
    swoja droga, czy uwarunkowania anatomiczne moga tu miec znaczenie? bo ja posladkow mam sladowa wielkosc, uda mam, ale nie posladki, neistety

    OdpowiedzUsuń