poniedziałek, 24 stycznia 2011

Zgrzeszyłam

Jedzeniowo. W zasadzie to grzeszę od sylwestra. Bo odkąd biegam regularnie, mam większy apetyt. Żołądek nie dokuczał, zapomniałam więc o skutkach chemioterapii i sobie dogadzałam. Sylwester - foie gras, kurczak w pomarańczach, wino, szampan. Podczas ostatnich tygodni jadłam sporo chleba i ziemniaków, chociaż wiem już od bardzo dawna, że skrobia nie dla mnie. Zaczęłam grzeszyć coca colą, martini, a słodki alkohol brzuszkom szkodzi dużo bardziej niż wytrawny. Po zawodach kupiłam w Somone od hodowcy kóz serek niebieski pleśniowy. Tego już było za wiele dla mojego żołądeczka. Odpokutowałam leżąc plackiem dwa dni z wielkim bólem brzucha i jadłowstętem.

Sobotnie bieganie miało miejsce przed apogeum żołądkowym, więc udało się całkiem nieźle. 33 minuty biegu ciągłego (nie próbuję oszukiwać i naciągać do 35), potem 2 x 10. Podobnie jak poniedziałkowe i środowe bieganie - bez forsowania się. Niestety dzisiejsze bieganie musiałam sobie odpuścić. Jeśli jutro będzie lepiej, poćwiczę w domu wzmacnianie pupci i w środę pobiegam pół godziny.

A wracając do jedzenia. Mam trzy książki kucharskie. Pierwszą napisaną przez mojego tatusia, który gdy zachorował na raka z nudów nauczył się gotować. I to jeszcze jak, palce lizać! Druga ma tytuł "Nastolatki gotują" jest strasznie stara, taka siermiężna, komunistyczna. Zawiera podstawy gotowania, łopatologicznie tłumaczy ścinanie się białka albo działanie spulchniaczy do ciasta. Niestety w obu jest mało przepisów na ryby atlantyckie - to czego jemy sporo i czego mamy tu pod dostatkiem. Zakosiłam latem 2010 u Marciochy "Dania z ryb" z pięknymi zdjęciami i luksusowymi przepisami. Przygotowywanie smacznych potraw z ryb jest w sumie dość mało pracochłonne i łatwe, w co Polacy ciągle nie chcą uwierzyć. Ryby im śmierdzą i już. Zapominamy niestety często o dodatkach, które w przypadku ryb są bardzo ważne - sosy, dressingi, salsy. I tak: na sos bierzmy szklankę wywaru rybnego, pół szklanki wina białego, pół szklanki wermutu Nelly port, wygotowujemy aż zostanie 1/4 objętości i podprawiamy śmietaną. I tak w każdym przepisie. Powoli dochodzę do wniosku, że mało ważne są w tych przepisach ryby. W TAKIM sosie najzwyklejszy śledź smakowaby po królewsku.

Takie oto przepisy można otrzymać od Marcioszki, zwanej w kręgach francuskim pieskiem.

6 komentarzy:

  1. cholera, a ostatnio szukałam tej książki! :D Chciałam sos do ryby zrobić a pamiętałam, że tam były fajne. Napiszesz, jak robić sosy i jak przygotować okonia nilowego?

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiedziałam, że po chemii wydelikaca się żołądek. A ja pogrzeszyłam wczoraj - zjadłam pizzę (samo zło: pszenica, drożdże i białko krowie czy bawole). Była pyszna i świetnie się po niej czułam ;) Czego i Tobie życzę, oczywiście!

    PS. Przepraszam, ale jeszcze nie byłam na poczcie :(

    OdpowiedzUsuń
  3. No tak, ale żeby mieć wywar rybny, to chyba musiałabym tę rybę ugotować czy jak?? Po kilkunastu latach wegetarianizmu pewnych rzeczy wciąż nie wiem. Z ryb próbowałam robić tylko łososia, ale na parze, nie ma wywaru za bardzo...

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja bym taką rybkę prosto z oceanu zjadła z płetwami!!!

    I z takim sosikiem, mniam :P

    OdpowiedzUsuń
  5. Marciosz; nie ma na okonia nilowego
    Hankoskakanko; w sumie to chyba bardziej radioterapia, a chemia zabija komórki które sie szybko dzielą, czyli mieszkow wlosowych, nablonkowe (czyli żołądek i jelitka) oraz racze. Nie szkodzi, sie nie spieszy.
    Midi; to jak rosól z ryby
    Polu; mam w zamrażarce sole i diabła morskiego. Jak dojde do sie to zjem z płetwami.

    OdpowiedzUsuń
  6. a mi ryby śmierdzą i już:) i żaden przepis nie chce tego zmienić. podrzucaj jakieś fajne rzeczy o taty:)

    OdpowiedzUsuń