poniedziałek, 14 marca 2011

Zewnetrzny tor

Kajmany przygotowuja sie do maratonu w Londynie. Klasycznym sprawdzianem formy jest polmaraton. Organizuja go sami dla siebie nad Rozowym Jeziorem pod Dakarem w sobote 19 marca. Zgodnie z zasadami treningowymi, przedostatni tydzien przed zawodami (czyli ubiegly tydzien) to max wysilku, a tydzien przed maratonem lajcik i wypoczynek. Nie wpasowalam sie w ich rytm ani troche. Tydzien przed "tygodniem max" bylam au top, a "tydzien max" byl dla mnie "tydzien minimum" - jak wyzety flak sie czulam. Podroz do St Louis tez dala mi sie we znaki, zgubilam jeden trening i sily.

Na czwartkowym treningu Kajmany biegaly szybko 2000m na przemian z dwuminutowym odpoczynkiem. Co to oznacza w praktyce? Piec okrazen stadionu w szybkim tempie = wymiot. Odpuscilam sobie totalnie i  bieglam 3 okrazenie troszke szybciej, starajac sie ignorowac dublujaca mnie Isabelle pedziwiatr. Troche to deprymujace, to moje dreptanie na zewnetrznych torach. Tym bardziej, ze nie przyszly te kobitki ktore drepcza jeszcze wolniej, wiec moja milosc wlasna bardzo ucierpiala.

Ale to nic, jeszcze bardziej deprymujace okazalo sie cos innego. Obejrzalam ostatnio kilka odcinkow Dr Hause. Filmu nie znosze, ale fascynuja mnie te fragmenty "filmujace" co dzieje sie w ciele pacjenta - te wszystkie krwawienia, zlamania; zatyka sie tetnica, tkanki ulegaja rozerwaniu. I po przeczytaniu tego - Bieganie a zwyrodnienie stawu biodrowego, tak okolo 7 okrazenia stadionu zaczyna mnie przesladowac wizja tracych kosci w panewkach stawow biodrowych. Co tam wizja, ja to czuje.
Byle dotrwac do pierwszej prawdziwej dychy w sobote. A dalej sie zobaczy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz