sobota, 16 lipca 2011

Kontrol kolejny

Od poltora roku, czyli do czasu zachorowania i pozniej wyzdrowienia, robie analizy w jednym, prywatnym (tylko takie sa) laboratorium. Kupe kasy zostawilismy u nich, ja z ubezpieczycielem do spoly. Srednio ponad 100 eurasow od badania. Laboratorium nowoczesne, skomputeryzowane, czyste, wyniki nawet mailem wysylaja, a za dodatkowa oplata przyjada do domu pobrac krew.
Niestety "mojego"markera nie robia. Pobieraja krewke i wysylaja do Francji. Troche wiec trwa oczewkianie na wyniki. Zawsze prosze o wyslanie mi wynikow czesciowych, tych, ktore sa juz gotowe po kilku godzinach (LDH, kalcemia), ktore tez jako taki obraz sytuacji daja i po ktorych mozna poznac czy cholerstwo nie wraca.
Bo wiemy, ze czekanie najgorsze jest. Skrzynke sprawdzam co godzine, przytupuje nozkami i palcami bebnie. Laboratorium tez to rozumie. Znaczy sie mowi, ze rozumie, obiecuje ze wysle i... zawsze musze do nich dzwonic z ryjem, ze nie dostalam czesciowych. Wyzywam ich od bezsercowcow albo bezkompetentnych, w zaleznosci od nastroju.
W poniedzialek robilam ostatnie badania. Z przyzwyczajenia poprosilam o wyslanie czesciowych. Potem caly tydzien sobie obiecywalam, ze za chwilke do nich zadzwonie. Zajetosc wielka mi w tym przeszkadzala, ale po poniedzialku juz na bank glowe im zmyje.

Nie zdaze. Wyniki przyszly. Calosciowe, z markerem SCC. Jestem zdrowa.

7 komentarzy: