wtorek, 27 grudnia 2011

Trwaj Swięcie, trwaj

Za duzo jadlam, za duzo pilam; cale szczescie, ze to pierwsze neutralizowalo to drugie, a plywanie to pierwsze i to drugie. Ale i tak rownanie kaloryczne wypada na korzysc kalorii, czyli moja niekorzysc.


Swieta byly cudowne. Spiecie przedswiatecznie cudownie rozplynelo sie wraz z zaspokajaniem tych najbradziej wybrednych kubkow smakowych ostrygami, rybkami i starannie dobranym winem - to w sobote, oraz baranina z grilla i swinka z pieca - to w niedziele. Sernik rozplywal sie w ustach, makowiec troche pozostawial do zyczenia, ale oj tam oj tam.

Rozkoszom kulinarnym towarzyszyly ciekawe, niebanalne rozmowy. Bez zbawiania swiata tym razem, bez kreslenia strategii walki z rakiem, bez polskiej martyrologii. Sniadanie na tarasie z widokiem na ocean, znow Bolero Ravela (tym razem bez Bethovena), fragmenty Szekspira (heheh, no nie bede przeciez czlowiekowi psuc wakacji, wiec nie powiem kto zacz), przeplatane koledami, wykladami z anatomii i dzieciecymi zachwytami, ech, cudowne trzy dni.

Po powrocie zastalam zachrypnietego kota i wystraszona pania sprzatajaca. Okazalo sie, ze drzwi na taras zostawilismy otwarte (przed wyjazdem odbywaly sie ostatnie race w domu i wanialo niemilosiernie farba), kicia tam wylazla, po czym zeskoczyla na okap kuchennego okna - wysokosc 3 pietra, powierzchnia metra na 20 cm. W nocu morde zaczela drzec i obudzila pania sprzatajaca.

I tutaj, nasza nioceniona Awa, jak zawsze wykazala sie inteligencja i sprytem.
Najpierw, spuscila wiadro na lince, ale kicia nie skumala, ze powinna do niego wejsc. Pozniej, opuscila drabine, kicia nadal glupa pali. I tutaj zaczyna sie hardkor. Pani sprzatajaca zrobila petle ze sznura, taka jak dla wisielca i opuscila na okap. Podobno dobre pol godziny probowala zlowic glowke kotka jak rybke na wedke, wreszcie kicia wlozyla lebek do srodka, Awa na sznurek i hyc do gory. Kicia w skrzek, zessrala sie w powietrzu - Awa twierdzi, ze ze strachu, ja, ze z powodu otarcia sie o smierc wisielcza - ale wszystko trwalo zaledwie sekunde i kicia szczesliwie wyladowala w domu. Gdyby sie nie udalo, spadlaby z wysokosci trzeciego pietra wprost na druty kolczaste...

W tej calej historii, zal mi najbardziej naszej Awy, ktora wyglada, jakby sama sie otarla o zawal.

2 komentarze:

  1. Przez te koty to człowiek naprawdę kiedyś się wykończy :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Li, odnosze wrazenie, ze kicia im starsza tym glupsza sie robi.
    Dobrze, ze pani sprzatajaca sama sie probowala zejsc na okap

    OdpowiedzUsuń