poniedziałek, 14 marca 2011

antyantyrak

Smutno. Zmarla dziewczyna o ktorej pisalam w pazdzierniku tutaj. Szaman, pozytywne myslenie i dieta nie pomogly. Mam tylko nadzieje, ze rodzina pogodzila sie z faktem, ze ja traca, zapewniajac jej godne i bezbolesne odejscie.

Chcialam jeszcze cos napisac, ale rece mi opadly. Skad sie bierze przekonanie, skad te wszystkie teorie spisowe, ze raka mozna wyleczyc marchewka, tylko koncerny farmaceutyczne tego nie chca?  Coraz mocniej sie przekonuje, ze Servan - Schreiber swoim Antyrakiem wiecej zlego uczynil, niz dobrego. Ech, smutno

8 komentarzy:

  1. A może zbyt wielu ludzi odczytało Antyraka jako receptę na wyzdrowienie? Tam jest dość wyraźnie napisane, że treści zawarte w książce nie są "lekiem - cud". Że to tylko takie "wsparcie" do leczenia/do konwencjonalnej medycy. Ale chyba łatwiej jest uwierzyć, że wyzdrowiejemy od marchewek niż czekać w kolejkach do lekarzy, poddawać się operacjom itd.

    OdpowiedzUsuń
  2. ech...
    wiesz, że podzielam Twoje zdanie. Ogarnia mnie przerażenie, gdy słyszę od wykształconych osób, że można wyleczyć się z raka metodami pozamedycznymi, czyli odpowiednią dietą i oczyszczaniem organizmu. No i za swoją zachowawczą postawę dostaję czasami po głowie.

    Cóż, znamy osoby, które wyleczyły się z kiepskiego stanu ale leczły się medycznie i to jest ogromny sukces, który napawa nadzieją (bo niestety nie wszystkim to się udaje;( . Są też niestety przykłady osób, które leczyły się niekonwencjonalnie i walki nie wygrały. Nie znam natomiast sukcesów leczenia niekonwencjonalnego. Nie znam i pewnie dlatego nie potrafię uwierzyć w jej skuteczność. Możliwe, że popełniam straszny błąd.

    20 Lat temu ukazała się na naszym rynku książka napisana przez kobietę, amerykankę, która z zaawansowanego raka piersi wyleczyła się afirmacjami i medytacjami. Czy to prawda? Nie wiem. ALe lekarze pomstowali, że ta publikacja zrobiła dużo szkody, bo w gabinetach lekarskich pojawiało sie sporo osób, które chciały się podobnie leczyć.

    Wierzę, że jogini, ci barzo doświadczeni, potrafią się sami leczyć, potrafią robić niewyobrażalne rzeczy. ALe oni dochodzą latami do tej mistrzowskiej umiejetności. Czy my, mieszkańcy i konsumenci naszego plastikowego świata też to potrafimy? Czy wystarczy przeczytać kilka książek, żeby to umieć? Nie wiem. Chciałabym się mylić, chciałabym, żeby okazalo się, że jestem w wielkim błędzie.

    OdpowiedzUsuń
  3. No cóż, ćwiczę jogę i jestem przekonana, że wpływa na fizjologię - przynajmniej jeśli chodzi o mięśnie, stawy i kości - a to już dużo. Być może ascetyczne życie, wegetarianizm, długoletnia praktyka jogi i religijność joginów wpływa na ich ogólny stan zdrowia... nas to na pewno nie dotyczy, we współczesnych warunkach.
    Jeśli chodzi o antyrakowe rewelacje, jest trochę tak, że każdy wyczyta to co chce. U mnie się wątpliwości zrodziły im więcej się uczę :)

    OdpowiedzUsuń
  4. A mnie się czasem zdaje,że "tonący brzytwy się chwyta" i jak nie pomaga już lekarz ,który czasem nawet nie rozmawia z pacjentem (bo on "psychologiem" nie jest), to człowiek zdesperowany chwyta się czegoś co niby "pomogło" innym ....
    prawie jak "trzy zdrowaśki w piecu".... szok.

    http://mamczerniaka.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  5. Marciocsz, ja w joginow tez nie wierze. to znaczy wierze tak jak Pola, ze na stawy, miesnie itd. ale cala reszta to dla mnie kit
    Luizo - niestety :(

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  7. Sorki Aniu, napracowalas sie, a ja brutalnie wywalam Twoje wpisy. Takie moje prawo. Dodam jeszcze, ze nawet ich dokladnie nie przeczytalam, sil zabraklo i czasu.

    A tak dla scislosci, mnie wyleczyla cisplatyna, promieniowania i operacja

    OdpowiedzUsuń
  8. W porzadku. Nie gniewam sie :).

    OdpowiedzUsuń