Gdy zaczynam wariować i zamieniać się we wredną sukę lub wręcz przeciwnie - beznadziejnie niekonsekwentną paniusię wobec dzieci i męża, no albo mi metropolia dokuczy, to zostawiam wszystko i wszystkich i jadę do Saint Louis do matki - opoki, matki - Polki, matki - chodzącego wzoru cierpliwości i matczynej wyrozumiałości. Po nauki.
Po spokój.
Po odpoczynek.
I jak tak sobie ze dwa, trzy dni pogęgam z matką - Polką, dobrze mi.
Brakuje nam tu sióstr, matek, kuzynek. Po prostu.
Po sobotnim bieganiu faktycznie nie zdechłam. Jednak skrzywdziłam własne stopy.
Pół roku temu poprosiłam Basiangę o przywiezienie mi skarpetek biegowych. Nieśmiało myślałam o dwóch, no max trzech parach. Basianga przywiozła cztery... pęczki, każdy po 6 par co najmniej. Odnoszę wrażenie, że znaczną część miejsca przeznaczoną w mojej szafie na garderobę zajmują skarpetki do biegania. I co? I nic. Oczywiście na sobotnie bieganie założyłam jakieś stare, zwykłe, niebawełniane skarpety, które dawno powinny wylądować w koszu na śmieci, a nie towarzyszyć mi na pierwszym w życiu, prawdziwym półtoragodzinnym wybieganiu. Porobiły mi się bąble i bolesne otarcia. Buuu.
Dzisiaj, czyli po 4 dniach jest już dobrze, pobiegałam nawet 40 min, ale poniedziałkowy trening musiałam odpuścić.
Ech, nowicjuszka.
Moja Ś.P prababcia leczyła wszystko pieprzówką: stopa boli to nasmarować, kaszl, to w gardziel lać,impotencja-w gardziel lać,nadmiar chuci-w gardziel lać do nieprzytomności,tylko mi na zatoki kazała wąchać :(. Jakby co to mam jeszcze zapasik piprzóweczki. Luja Cię nie zeżarł? pokaż jakieś fotkasy.
OdpowiedzUsuńten wyjazd faktycznie uczynił prawdziwe cuda, kwitniesz, kontrola via skype to potwierdziła.
OdpowiedzUsuńzaliczaj takie wyjazdy częęeęeściejjj