piątek, 2 września 2011

Marabut

czyli czarownik. Kilka dni temu poszlam do takiego, jako obserwator oczywista. I co? E tam, lipa. Taki sobie zwykly facet, magicznych przedmiotow ma malo, ale... swiecie wierze, ze jego czary poskutkuja.





Wyjasniam. Czlowiek przyszedl do marabu z intencja jak najbardziej realna, w poszukiwaniu obrony przed zlymi ludzmi. Czlowiek wierzy w te wszystkie gri-gri, dziny, dobre i zle moce. Wyszedl wiec od marabu z przekonaniem, ze zli mu nie zaszkodza, ze jest chroniony. W efekcie chodzi wyprostowany, z blyskiem w oku, uzywa mocnej i madrej argumentacji podczas zebran ze zlymi i neutralnymi; no patrze i nie wierze - prawie terminator.



Marabu jako superpsychoanalityk.

I stawki ma podobne...

4 komentarze:

  1. jak zwykle ważny jest efekt

    u nas monarchowie kościelni oddają pole psychoanalitykom i terapetom. jedynie ksiądz Natanek walczy o swoje
    ha

    OdpowiedzUsuń
  2. O , jak mnie to zawsze ciekawiło!nasłuchałam się o tym przy okazji COPA AFRICA,,,,o tych słynnych juju,, o czarowaniu wyników meczu..zakopywaniu amuletów,,,aaaaa ja tam wierzę ,,,albo chciałabym wierzyc, ze magia istnieje ...przydałaby się

    OdpowiedzUsuń
  3. jak fajno, ze jestes znowu :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ingrid ;), dzieki, milo;
    Basiu, tez bym chciala wierzyc, tylko jakos mi nie wychodzi

    OdpowiedzUsuń