Nieśpiesznie, wsłuchując się w sygnały umęczonego nerwu kulszowego, sunę po domu zaznaczając moją obecność, obecność Pani Domu. Poprawiam porządek po Pani Sprzątającej, próbuję nadrobić niedopatrzenia z całego tygodnia. I wciągam Średnią w gospodarkie czynności. Porządkowanie garażu przerosło możliwości nerwu, dopiero co otępionego serią zastrzyków i kroplówek.
Odpuściłyśmy i zabrałyśmy się za porządkowanie siebie: ja maseczkę przeciwzmarszczkową, Średnia, no właśnie, po kie licho jej cokolwiek, skórka jak marzenie, napięta, naturalnie zaróżowiona. Oczy jej świecą, chce też czymś się wysmarować, młoda kobietka chce mieć poczucie, że zadbała o siebie. Niziam ją lekko maseczką nawilżającą, wybucha śmiechem i kolejnym maźnięciem zahaczam o rozdziawioną paszczę, porcja seledynowej maseczki ląduje na aparacie.
Jesteśmy same, chłopaki pojechały na dwa dni do babci. Ciekawe o której wrócą; Średniej oczy się śmieją. Niech zgadnę; o 15 zjedzą obiad, a potem Tata będzie miał dylemat - wracać już do nas, bo tęskni, czy poczekać na poobiedną ataję - zieloną herbatę z miętą, słodką jak ulepek i mocną jak kawa. Parzenie tej herbaty to poobiedni, czasami wielogodzinny rytuał w wielu domach. Ja nigdy się tego nie nauczyłam, szkoda mi było czasu.
Lenistwo, piękna rzecz :))
OdpowiedzUsuńDwa tygodnie miałam atak rwy kulszowej, wiem co to znaczy. Cały tyłek, za przeproszeniem, mam pokłuty.
Dwa tygodnie temu... oczywiście :)
OdpowiedzUsuńU mnie rwa skończyła się niedowładem odpowiedniej nogi - na szczęście odwracalnym...
OdpowiedzUsuńCzytając Cię dzisiaj, nabrałam ochoty na niedzielną zieloną herbatę:)
czytając historię "medytacji maseczkowej", uśmiechnęłam się. mam-córka...wróciły fajne wspomnienia. dziękuję :) PS szukałam kontaktu z Tobą (adresu mailowego w sensie), żeby się ugadać w temacie mojej/nie mojej podróży do Senegalu, ale nie znalazłam. podrzucisz coś na wstrzasnieta@gmail.com? :)
OdpowiedzUsuńSłodko :)
OdpowiedzUsuń:) fajnie
OdpowiedzUsuń