czwartek, 16 maja 2013

Ten mój Senegal

Ktoś mi zadał ostatnio pytanie, dlaczego nigdy nie zdobyłam się na pisanie bloga o Senegalu. Z tego samego powodu, dla jakiego setki tysięcy Polaków nie piszą bloga o Polsce. Się nie da, temat zbyt szeroki. Wyszłaby z tego jakaś mieszanka niestrawna. Jednak dzisiaj z pełnym poczuciem narażania się afroentuzjastom i niektórym Afrykanom, pozwolę sobie zdjąć maskę hurrrrrajaktuzajebiścieifajnie i ponarzekam.

(pewnie zauważyliście, że jak dotąd wolę nie pisać nic, niż narzekać, w myśl zasady, że nie pluje się do miski, która karmi)

W Afryce komunikacja między ludźmi musi być, ten ciągły przepływ energii. Co jest w sumie bardzo fajne i nastraja pozytywnie. Ale.... czasem każdy ma dość, chce się schować, nie chce komunikować ani wymieniac savasavabien. I gdy to nas dopada, ubieramy odpowiednią minę, przyjmujemy odpowiednią pozę. I to działa. Działa w Europie, bo już w Afryce to niekoniecznie. A gdy już jesteś białasem, do tego rodzaju żeńskiego i w średnim wieku, nie działa wcale.

Idę. Kaszkiet na łbie, krem 50+ na twarzy i ramionach (czyli zero makijażu, czyli widać, że swoje lata mam). Chcę przejść przez ulicę, przez którą przewala się kupa aut jadących w tempie zółwim i wydzielająca kłęby spalin. Staję dobre dwa metry przed krawężnikiem, żeby wdychać gówno trochę bardziej rozrzedzone. Obok staję kobitka. Przygląda mi się i pyta - czekasz na autobus? odpowiadam - nie. Niewypowiedziane pytanie o cel mojego tu stania/pobytu/statusu zawisło między nami, ale... przykro mi, dzisiaj jest ten dzień, że ja niekoniecznie.- Bo jak chcesz żeby się autobus zatrzymał, to musisz podeść bliżej krawężnika - ciągnie. - Wiem, dziękuję, nie czekam na autobus, chcę przejść na drugą stronę - odpowiadam. - Jeśli się chce przejść przez ulicę, to też trzeba podejść bliżej - nie ustępuje.

Uuuuuuuuaaaaaaaaaa. zagotowało mi się pod kaszkietem. - Dlaczego w tym uroczym kraju ciągle mnie wszyscy pouczacie? Spojrz na mnie! Czy wyglądam na kogoś kto nie umie przejść przez ulicę? Dlaczego wy Senegalczycy i Senegalki ciągle mnie usiłujecie uczyć i pouczać??? - powiedziałam, przyznaję - podniesionym głosem - i przeszłam na drugą stronę. Pani na wszelki wypadek została po swojej stronie, chyba się trochę mnie wystraszyła, i stamtąd krzyczy - czy ty jesteś normalna? Nie, proszę pani, dzisiaj nie jestem. I poszłam w swoją stronę.

Polsko, Senegalu, pozwól żyć!!!
:D

Pan Ha skwitował - pogadać sobie chciała.

kurtyna!

8 komentarzy:

  1. :)
    jak ja lubie, jak ktos ponarzeka na inny kraj, sama tez mam powody do narzekania na Belgie!
    A nie tylko, ze w Polsce najgorzej;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pani chciała się przydać, miała dobre intencje, a tymi, chyba wiemy, co jest wybrukowane? :)

    OdpowiedzUsuń
  3. taki jest los "odmieńców"...nie mają łatwo i nieważne czy odmiana to rasa, kraj, choroba czy sprawność...

    OdpowiedzUsuń
  4. "dzisiaj jest ten dzień, że ja niekoniecznie" :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Odpowiedzi
    1. niewątpliwie
      uch, ależ to wkurzające, mieć małżonka aż tak rozsądnego ;)

      Usuń