czwartek, 31 marca 2011

Zwisy

OOO, to Ty teraz nie masz macicy? spytala mnie kobieta - dziecko. Cala byla idealna literka O - jej usteczka i jej oczeta. I co teraz? - beznadziejnie brnela dalej, przyzwyczajona, ze sie jej nie slucha, tylko sie oglada.

No nic, pierdole macice. Ale kolagenu to mi brakuje - tak jej powiedzialam - kobieta dziecko przy wyrazie na p zamrugala oczetami i skrzywila usteczka. Pewnie niewiele dotarlo do niej z trzech zdan, ktore do niej skierowalam, ale to na pewno zapamietala. Bedzie dalej opowiadac, ze Anny Ha niczego choroba nie nauczyla, bo nadal jestem wulgarna i klne jak szewc.

Tak moje panie, kolagenu to zaczyna mi brakowac. I obwisac tu i owdzie. O twarzy mysle. Wiec zeby mi sie zmarszczki w gore zaprasowaly, a nie w dol, usmiecham sie caly czas. Nawet gdy przeklinam

środa, 30 marca 2011

Co na urodziny

Ma sie to szczescie, ze matke bole porodowe dopadly w prima aprilis. Lubie sobie wyobrazac, ze z wydaniem mnie na ten padol dotrwala do polnocy sila woli, by mi obciachu nie robic. W dowodzie mam date urodzenia 2 kwietnia.

Tak samo jak Marciocha.
Pamietasz kochana nasze wspolne urodziny tutaj?

Wyspa Caraban u ujscia rzeki Casamance, na poludniu Senegalu. W przeszlosci wazna faktoria; z palacem, kosciolem, brukowanymi uliczkami. Z dawnej swietnosci zostaly ruiny, palac przeksztalcony w hotel i uroczy cmentarz. Ale wiejskie chaty kryte sloma nadal karnie stoja wzdluz prostych linii wyznaczonych w przeszlosci przez kolonizatorow. Moja biegowa kolezana inzynier, powiedziala mi dzisiaj na porannym bieganiu, ze jutro wlasnie tam leci, bedzie pomost dla statkow budowac.
Ech, my tez tam kiedys wrocimy...

To moje ostatnie urodziny z 3 na poczatku. Ech...
Mysle nad prezentam. Chyba chcialabym cos biegowego. Moze rozowy kusy komplecik? hehehe

poniedziałek, 28 marca 2011

naprosba i pytanie

1. Na prosbe zamieszczam foto science o raku
2. I pytanie.

Zatrzymujac wzrok na tym zdjeciu, pomyslalam - biedna, po chemioterapii. Dopiero po chwili dotarlo do mnie, ze to modelka. Czy one stosuja radiochemioterapie, by osiagnac takie wymiary?

Ja tak wygladalam po zakonczeniu leczenia. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu znalazlo sie kilka glosow twierdzacych, ze fajnie wygladam. Tragedia.

Rozowe Jezioro

zdjecia z portalu ausenegal
ausenegal
To byla osma edycja polmaratonu nad Lad Rose. Rozowosc byla tym razem w stonowanych, szarawych odcieniach, ale i tak widoki piekne - z jednej strony kopce soli wydobywanej z dna jeziora, z drugiej olbrzymie wydmy oddzielajace jezioro od oceanu. Bieglo mi sie wspaniale. Doszlam do wniosku, ze bieganie po sawannie blisko oceanu sprawia wiele radosci i jest zwyczajnie bardzo przyjemne - podloze idealne, piekne widoki, przyjemnie chlodzacy wiaterek.

Bieg odbywa sie wokol jeziora. 12,5 km to jedno pelne okrazenie, niestety ostatnie dwa i pol kilometra biegnie, a raczej brnie sie, po wydmach. Dwudziestokilometrowcy dobiegaja do wydm, robia nawrot i wracaja na start/mete ta sama droga. Kolezanki namawialy mnie na 20 kilo, twierdzac, ze ostatnie dwa i pol kilometra w krotkim biegu jest trudniejsze niz druga dziesiatka. Kusilo mnie bardzo, bo po dziesieciu czulam nadal moc, ale rozsadek zwyciezyl. Polmaraton nie wczesniej niz w czerwcu.

Bieganie po piachu jest frustrujace. Wiele energii czlowiek wklada, efekt marny. Ja postanowilam, ze 10 kilometrow po sawannie biegne, ostatnie dwa i pol po plazy ide. Ale chodzenie po piachu okazalo sie trudniejsze od biegania. Wycwiczylam, ze trzeba biec drobniutkimi kroczkami, mniej sie czlowiek meczy i szybciej przesuwa do przodu niz w marszu. Kolejna przeszkoda to sprzet - nie mam pojecia w czym sie biega po piachu, na pewno nie w zwyklych biegowkach. Po pieciu minutach mialam w kazdym bucie tak po dwa kilo piasku, co gorsza, efekt sie zrobil taki, jakbym biegla w za malych bucikach. Niewiele sie zastanawiajac zdjelam buty i linie mety przecielam w samych skarpetkach.

Wynikow nie ma sensu podawac, bo Kajmany przygotowujace sie do maratonu w Londynie potraktowaly bieg jako dlugie wybieganie, a nasza piaszczysta dwunastke, przez ostatni odcinek, trzeba raczej zakwalifikowac do crossow. Poprawilam swoj poprzedni wynik i to dosc mocno - nie musialam przeplatac biegu marszem. Ale czy to ma jakis znaczenie?

Wielka radocha byla dla mnie obecnosc rodziny. Maz razem ze Srednia zostali zagonieni do wpisywania czasow, Najmlodszy postanowil biec z nami, mimo mojego wyraznego zakazu. Zebym go nie zgarnela zakamuflowal sie daleko przede mna, obok swojej bylej nauczycielki. Po dwoch kilometrach sily go opuscily i zawrocil. Chwalil sie pozniej siostrze, ze przebiegl polowe, no bo dwa w jedna, dwa w druga to prawie piec czyli prawie polowa. A Srednia polknela bakcyla. Planujemy wspolne treningi na wakacje wielkanocne.

A pozniej byl relaks.


Atlantyk o wschodzi slonca jest najpiekniejszy


niedziela, 27 marca 2011

Smrod

Wrocilismy z weekendu. Po wejsciu do domu cos bylo nie tak. Ledwo wyczuwalna, ale wyraznie nieprzyjemna won unosila sie w powietrzu. Podejrzenie padlo najpierw na pania sprzatajaca, ze smieci zostawila, potem na kicie. Dostala zarcia na dwa dni, zamiast sobie dawkowac pewnie zezarla wszystko i wyrzygala. Zaczely sie wiec poszukiwania. Pod fotelem, kanapa, dywanami - pudlo. Szafki kuchenne, szafy z ubraniami - pudlo. Grrr. Gdy postanowilam pootwierac wszystkie okna i przeczekac do jutra na powrot pani sprzatajacej, chwycilam plecak Najmlodszego.

Smrod emanowal z niego straszny. Pamietacie to z dziecinstwa? Te zaplesniale kanapki upchniete po katach? Mlodego kanapka zostala zalana mlekiem. W szkole pastwia sie nad nimi i kaza pic mleko. Mlody nie cierpi, wiec swoj niedopity kartonik schowal do plecaka. Mleko sie pieknie rozlalo na kanapke i bluze i tak sobie dojrzewalo od piatku.

Mlody w tym czasie odrabial lekcje. Z dzisiec razy wykladal cos i wkladal do plecaka. Na koniec zapakowal go pieknie na jutro. Na pytanie czy nic nie czul, rozbrajajaco sie usmiechnal i zaprzeczyl. No coz, tylko moge sobie wyobrazic co by sie dzialo w klasie, gdybym ostatecznie nie wytropila smrodu.

piątek, 25 marca 2011

Albinosi


Pojawiaja sie co jakis czas doniesienia o trudnym zyciu albinosow w Afryce. O rytualnych i zbiorowych mordach, napietnowaniu, koniecznosci zycia w gettach. Wszystkie informacje docieraly do mnie via Europa, czyli poprzez francuska telewizje i zawsze dotyczyly Afryki Wschodniej: Uganda, Tanzania, Ruanda. “Moja” Afryke Zachodnia, a zwlaszcza Senegal, widzialam jako postepowa i wolna od tych barbarzynskich zwyczajow. Przy ruchliwych skrzyzowaniach faktycznie czesto mozna spotkac zebrzacych albinosow, obok matek z blizniakami, niewidomych i kalek. Ale widzialam dziewczyne albinoske na uniwersytecie, na plazy blizniaczki albinoski, w Dakarze obecnie robi furore rodzinny zespol jazzowy w ktorym razem z bracmi gra na basie siostra albinoska, a Salifa Keite “Bialy Murzyn” z Mali jest powszechnie znany w Afryce i na swiecie. Nie jest zatem tak zle, tutaj, w Senegalu - podzielilam sie spostrzezeniem z mezem. Ten usmiechnal sie smutno i powiedzial – poszukaj w necie, popytaj ludzi, nie do konca jest tak, jakbys chciala.


Kilka dni temu Salif Keita razem z Youssou N’dourem zorganizowali gale w teatrze i zbiorke pieniedzy na fundacje Keity pomagajaca zapewnic albinosom opieke medyczna. Wiadomosci ktore ukazaly sie w mediach cos tam enigmatycznie mowily o koniecznosci przeprowadzenia kampanii edukacyjnej w spoleczenstwie i zaleceniach stosowania kremow slonecznych z wysokim filtrem.

Pogrzebalam dokladniej i doszukalam sie takich oto faktow. W Senegalu zaczyna sie obecnie czas bardzo nieprzyjazny albinosom – zblizaja sie wybory parlamentarne i prezydenckie. Znajomy lekarz potwierdzil, ze wlasnie w tym czasie znajduja ciala zamordowanych albinosow z obcietymi rekami. Jakies pokretne zabobony kaza wierzyc, ze ofiara ludzka zlozona z albinosa zapewni zwyciestwo w wyborach. Innym sposobem majacym pomoc w osiagnieciu celu ma byc… gwalt na dziewicy albinosce.

Mord i gwalt jako przejawy wykluczenia ze spoleczenstwa.


Polski dziennikarz D.R. podrozujacy kilka lat temu po Afryce zapial z niezadowolenia, ze Salif Keita zazadal za wywiad wplacenia 150 EUR na swoja fundacje wspierajaca emancypacje albinosow, walczaca o ich prawa i edukacje. Fondation Salif Keita nie wzbogacila sie wtedy o polska kaske. Wtedy nie, teraz tak – to a propos mojego poprzedniego wpisu i “chwalenia” sie, kto komu i w czym pomaga.

czwartek, 24 marca 2011

Akcja 1%

To akcja wymyslona przez Pole.

Chodzi o to by podzielic sie informacja na co przeznaczamy te czesc podatkow, o ktorych mozemy decydowac, natchnac sensownym pomyslem, a innym po prostu przypomniec, ze moga to zrobic. Do dziela zatem.

Niestety od wielu lat nie zarabiam w zlotowkach, wiec akcja u mnie ma tylko zainspirowac niezdecydowanych. Sugeruje dofinansowanie leczenia Ani Hermanowicz.

niedziela, 20 marca 2011

Prawdziwe dziesiec kilometrow (a nawet trzynascie)

tyle przebieglam dzisiaj rano na minizawodach. Bieg planowany na wczoraj nad Rozowym Jeziorem zostal anulowany, chociaz rewolucji nie bylo - falstart i tyle. Nawet armatek wodnych nie uzyli. Eee, lipa. A tak na serio - kamien z serca, ale zawsze lepiej poudawac.

Kajmany przygotowujace sie do maratonu w Londynie biegly 22 kilometry, pozostali, w tym ja, tyle, na ile mieli ochote. Wypelnilam swoj plan - przebieglam biegiem ciaglym dwa i pol okrazenia dzielnicy Almahdi - to taki polwysep na polwyspie Dakaru - najdajszy koniuszek Afryki w te strone i jednoczesnie burzujska dzielnica z pieknymi willami i ogrodami. Almahdi polozone zaledwie pol metra nad poziomem morza, wiec w przypadku Tsunami, hehe, burzuje pierwsi sie potopia. Minute pozniej nasz sredniakow tez dopadnie, a kolezanka u ktorej ostatnio przesiadywalam na komputerze, to bedzie miala wszystkie statki w salonie, mieszka w centrum w apartamentowcu z pieknym widokiem na port - takie i jeszcze glupsze mysli mysli mnie nawiedzaly podczas biegu.

No wiec przebieglam i biorac srednia osoby przede mna i za mna (nie wykreowalam sobie jeszcze potrzeby posiadania wypasionego czasomierza, pulsomierza i GPS w jednym), to bieglam tak kolo 9,5 na godzine. Alez jestem szczesliwa.

czwartek, 17 marca 2011

Varia

Komp.
Zreanimowany, ale nie chce wspolpracowac z netem. Wiec nadal na pozyczonym dlubie.

Dr Kocur i lodowka.
Co maja wspolnego ze soba? Piszemy maile do siebie i wymieniamy uwagi z ktora szkola pielegniarska wspolpracowac, jakie parametry ma miec sprzet zakupony do projektu. Dopiero co ogladal mi podwozie, dzisiaj rano wlaczam radio - kacik medyczny w RFM - oczywiscie Dr Kocur sie wypowiada. Moje onkologiczne poczucie bezpieczenstwa jest absolutnie zaspokojone, ale boje sie, ze po powrocie do domu Dr Kocur wyskoczy mi z lodowki.

Bieg nad Rozowym Jeziorem.
Odwolany niestety. Opozycja zapowiedziala marsze protestacyjne wlasnie na 19 marca. Data dla Senegalu znamienna - upomietniajaca dojscie do wladzy obecnego prezydenta i rozpoczecie ery tzw alternance. Dziennikarze spekuluja - zacznie sie rewolucja jak w krajach arabskich? Pewnie nie, ale ogladanie na kazdym skrzyzowaniu wozow wypelnionych uzbrojonymi zolnierzami jest nieprzyjemne, tym bardziej w Senegalu slynacym ze spokoju i umiarkowania (hehe i dodam zlosliwie - koniunkturalizmu).

Moderacje komentarzy.
Wprowadzila Aska Chustka, by jakos zapanowac nad Anonimami.
Ja tez ich nie lubie. Kilka postow temu anonimka za nic dostala ode mnie bana, jakos tak reka mi zadrzala i usunelam, nie do konca nieprzypadkowo. Jej komentarz byl calkiem sensowny, pytanie w sumie tez, ale ze bez podpisu odebralam zle. Ludzie podpisujmy sie. To co rodzi sie w naszej glowie jest niepowtarzalne i tylko nasze. Wysylajmy w swiat tylko to, pod czym chcemy sie podpisac

Swietowalam

Swietowalam 15 marca. To jest moje swieto prywatne, z tytulu bloga, wiec swietowalam bieganiem, rakiem, i Senegalem.

Senegalem oddycham caly czas, wiec nie czuje potrzeby dodatkowego ceremonialu.

Bieganiem - poszlam biegac z Kajmanami o... 5.45 rano! Wstac musialam o 5, obudzilam sie o 2 i z emocji nie moglam zasnac,  bo sie martwilam czy dam rade przebiec 10 km w godzine. Dalam rade. A bieganie nad ranem jest cudne, Dakar pusty - bieglam srodkiem ulicy na bulwarze nadmorskiem! Wrocilam do domu chwile przed 7, dzieci smetnie pochylone nad owsianka wlepialy we mnie oczy jak spodki, gdy rozemocjonowana opowiadalam jak sie super biega przed switem. Pewnie mysla, ze im matke pogielo calkiem.

Rakiem - tak przesunelam sobie date kontroli 'po roku' by wypadla wlsnie tego dnia. Dr Kocur znow nie przywital mnie szampanem, choc jego szampanski humor wskazuje, ze wreszcie kiedys to zrobi.
Dokonal przegladu podwozia, pocmokal z zachwytem (nie nad moim spodem, lecz nad swoim dzielem krawieckim) i jak zawsze odpowiedzial cierpliwie na 1000 pytan. Po wyjsciu zrodzilo sie oczywiscie kolejnych 1000.

W domu swietowalam odswietnie ubrana. Wyciagnelam z szafy czerwone obcasy kupione w Bolandzie - idea posiadania czerwonych obcasow zrodzila sie z zachwytu Syneczka czerwonymi szpileczkami Marciochy. Bylo tak: Synek zostal podrzucony M, ta jako dobra ciocia miala sie nim troche zajac, gdy ja cos tam zalatwialam w stolicy. No i ciocia zajela sie Syneczkiem jak umiala. Znalazlam go pochylonego nad boskimi pantofelkami koloru czerwonego. Do konca pobytu kazal je M nosic.

Tak zrodzil sie archetyp czerwonych obcasow w Rodzince. Po leczeniu okazalo sie, ze takze stopy wychudly i wiekszosc butow jest za luzna. Wiecie co sie robi, gdy szpilki sa za luzne - noga ucieka do przodu, z tylu za pieta wystaje kawal buta i wyglada sie jak mlodsza siotra w butach starszej siostry. Z tego powodu buciki owe sluza tylko do swietowania w domu. Ku wielkiej radosci Najukochanszego. Gdy wrocil z pracy, wysluchal opowiesci o wizycie u Kocura, zauwazyl pantofelki i z pretensja zaskrzeczal - no chyba nie poszlas do ginekologa w TYCH butach. Nie, kochany, alez skad. Te buciki sa tylko do swietowania z Toba - powiedzialam. No bo jak mam isc do lekarza w za duzych butach - to juz sobie tylko pomyslalam.

poniedziałek, 14 marca 2011

antyantyrak

Smutno. Zmarla dziewczyna o ktorej pisalam w pazdzierniku tutaj. Szaman, pozytywne myslenie i dieta nie pomogly. Mam tylko nadzieje, ze rodzina pogodzila sie z faktem, ze ja traca, zapewniajac jej godne i bezbolesne odejscie.

Chcialam jeszcze cos napisac, ale rece mi opadly. Skad sie bierze przekonanie, skad te wszystkie teorie spisowe, ze raka mozna wyleczyc marchewka, tylko koncerny farmaceutyczne tego nie chca?  Coraz mocniej sie przekonuje, ze Servan - Schreiber swoim Antyrakiem wiecej zlego uczynil, niz dobrego. Ech, smutno

Zewnetrzny tor

Kajmany przygotowuja sie do maratonu w Londynie. Klasycznym sprawdzianem formy jest polmaraton. Organizuja go sami dla siebie nad Rozowym Jeziorem pod Dakarem w sobote 19 marca. Zgodnie z zasadami treningowymi, przedostatni tydzien przed zawodami (czyli ubiegly tydzien) to max wysilku, a tydzien przed maratonem lajcik i wypoczynek. Nie wpasowalam sie w ich rytm ani troche. Tydzien przed "tygodniem max" bylam au top, a "tydzien max" byl dla mnie "tydzien minimum" - jak wyzety flak sie czulam. Podroz do St Louis tez dala mi sie we znaki, zgubilam jeden trening i sily.

Na czwartkowym treningu Kajmany biegaly szybko 2000m na przemian z dwuminutowym odpoczynkiem. Co to oznacza w praktyce? Piec okrazen stadionu w szybkim tempie = wymiot. Odpuscilam sobie totalnie i  bieglam 3 okrazenie troszke szybciej, starajac sie ignorowac dublujaca mnie Isabelle pedziwiatr. Troche to deprymujace, to moje dreptanie na zewnetrznych torach. Tym bardziej, ze nie przyszly te kobitki ktore drepcza jeszcze wolniej, wiec moja milosc wlasna bardzo ucierpiala.

Ale to nic, jeszcze bardziej deprymujace okazalo sie cos innego. Obejrzalam ostatnio kilka odcinkow Dr Hause. Filmu nie znosze, ale fascynuja mnie te fragmenty "filmujace" co dzieje sie w ciele pacjenta - te wszystkie krwawienia, zlamania; zatyka sie tetnica, tkanki ulegaja rozerwaniu. I po przeczytaniu tego - Bieganie a zwyrodnienie stawu biodrowego, tak okolo 7 okrazenia stadionu zaczyna mnie przesladowac wizja tracych kosci w panewkach stawow biodrowych. Co tam wizja, ja to czuje.
Byle dotrwac do pierwszej prawdziwej dychy w sobote. A dalej sie zobaczy.

Komputer

Komp padl na dobre. Mam teraz w domu trzy komputerowe trupy, nie bardzo wiem, ktorego reanimowac, dokladniej oddac do lecznicy.

W zwiazku z czym znow oddalam sie w niebyt. Bede ukradkiem zagladac do zaprzyjaznionych blogow. Ukradkiem, bo do czasu zmartwychwstania rozsiadam sie w zaprzyjaznionym biurze i troche mi glupio prywate jawnie uprawiac.

Musze przyznac, ze brak komputera bardzo zle wplywa na moje relacje z ludzmi. Mam syndrom odstawienia i sie zloszcze na bliskich.
Buuu

czwartek, 10 marca 2011

Rak na usługach polityki

Wiedziałam, że rak jest trendi, ale żeby aż tak?

Spot jest słaby, żle zrobiony, złej retoryki używa.  Nie niesie jednoznacznej treści. Zaczyna opowiadać historię i nie kończy jej. Jest bylejaki.

Skreślam tego pana, nie zagłosuję na niego.

Podłączmy przewodnik pod wysokie napięcie

Jest wielu światowych przywódców których chętnie bym siekierką własnoręcznie ten tegos, ale ten jest wyjątkowy. Przewodnik, kurwa. Przewodnik kurwa duchowej rewolucji. W farbowanych loczkach, w kolorowych szmatkach. On i jego popie.......(jak włączyć ostrzeżenie, że blog dla dorosłych?)  .......a rodzinka.

Media teraz o nim ciągle; ja sobie przypomniałam o indywiduum w kontekście minionego dnia kobiet.
Kaddafi pozował na obrońcę praw kobiet i orędownika równouprawnienia. Że niby wojuje z poligamią i obrzezaniem kobiet. Że niby on jako Berber czci każdą kobietę, widząc w niej Matkę.

Pierdy pierdy. Maczo i megaloman, seksista. Stworzył sobie straż przyboczną z kobiet, że niby to amazonki. Groteskowo wyszło, bo kobitki w mundurach opiętych na pokaźnych cyckach i zadkach bardziej przypominają poprzebierane dziwki. I pewnie o to mu chodziło.

Projekt (1)

Winna jestem słów kilka o projekcie "Działania na rzecz zapobiegania zachorowaniu na raka szyjki macicy i leczenia zmian przedrakowych u kobiet mieszkających na przedmieściach Dakaru".

Zaczynamy w maju przygotowaniem materiałów informacyjnych dla dziennikarzy, broszur i ulotek dla kobiet. Później szkolenie w jednej lub dwóch szkołach pielęgniarskich, przeszkolenie położnych i personelu w centrum medycznym, gdzie będą się odbywały akcje przesiewowe. W czerwcu wielkie bum - konferencja prasowa i zaczynamy badania, które potrwają przez pół roku - to nasz wielki sukces i radość, że nie będzie to jednorazowa akcja tylko półroczny program badań. Podczas badań dwa razy zostaną zorganizowane akcje uświadamiające dla kobiet poprowadzone przez profesora Kocura. Wszystko oczywiście ma być zmiediatyzowane na ile tylko się da.

Projekt ma także część edukacyjną, dla Polaków. Bo mamy prawo i powinniśmy wiedzieć na co są wydawane środki z programu Polskiej Pomocy Zagranicznej. Ta część przewiduje organizację w Warszawie seminarium i wykładów o roboczym tytule - problemy zdrowia reprodukcyjnego w krajach rozwijających się (dotyczyć będzie nie tylko Senegalu).

Informacje bieżące o działaniach będziemy zamieszczać albo na stronie Fundacji Kultury Świata albo na osobnym blogu. Zdjęcia, opisy, informacje. Mój blog trochę niepoważny, mocno emocjonalny to nie miejsce na to. Choć nadal mam zamiar dzielić się smaczkami, śmiesznostkami i smutkami, które na pewno podczas realizacji projektu się pojawią.

środa, 9 marca 2011

Saint Louis

Gdy zaczynam wariować i zamieniać się we wredną sukę lub wręcz przeciwnie - beznadziejnie niekonsekwentną paniusię wobec dzieci i męża, no albo mi metropolia dokuczy, to zostawiam wszystko i wszystkich i jadę do Saint Louis do matki - opoki, matki - Polki, matki - chodzącego wzoru cierpliwości i matczynej wyrozumiałości. Po nauki.
Po spokój.
Po odpoczynek.
I jak tak sobie ze dwa, trzy dni pogęgam z matką - Polką, dobrze mi.
Brakuje nam tu sióstr, matek, kuzynek. Po prostu.

Po sobotnim bieganiu faktycznie nie zdechłam. Jednak skrzywdziłam własne stopy.
Pół roku temu poprosiłam Basiangę o przywiezienie mi skarpetek biegowych. Nieśmiało myślałam o dwóch, no max trzech parach. Basianga przywiozła cztery... pęczki, każdy po 6 par co najmniej. Odnoszę wrażenie, że znaczną część miejsca przeznaczoną w mojej szafie na garderobę zajmują skarpetki do biegania. I co? I nic. Oczywiście na sobotnie bieganie założyłam jakieś stare, zwykłe, niebawełniane skarpety, które dawno powinny wylądować w koszu na śmieci, a nie towarzyszyć mi na pierwszym w życiu, prawdziwym półtoragodzinnym wybieganiu. Porobiły mi się bąble i bolesne otarcia. Buuu.
Dzisiaj, czyli po 4 dniach jest już dobrze, pobiegałam nawet 40 min, ale poniedziałkowy trening musiałam odpuścić.
Ech, nowicjuszka.

sobota, 5 marca 2011

Umrę dzisiaj

Na pewno umrę.

Poszłam na długie wybieganie bez zegarka. Za to z MP3. I tak mi mnie coś niosło, że pobiegałam całe półtorej godziny!!! Ło matko, niecałe trzy miesiące temu miałam trudności z przetruchtaniem pół godziny! A teraz trzy razy tyle!!!

Na pewno umrę dzisiaj wieczorem.

A sprawozdania z umierania nie będzie. Zostawiam rodzinkę i oddalam się do miasta Swiętego Lujego (można jeszcze Luja napisać). Wracam we wtorek.
Ściskam

czwartek, 3 marca 2011

Epidemia raka nadchodzi

Wpadł mi w ręce numer specjalny francuskiej Science poświęcony rakowi. Dokładniej „epidemii raka”, tak w edytorialu został ujęty fakt coraz częstszej zapadalności na tę chorobę. Tytuł jednego z artykułów „Zwyciężyć, lub żyć z nim”; czytamy:  niedługo rak stanie się pierwszym powodem śmiertelności.
Co to właściwie oznacza? Że jedna na dwie lub trzy osoby zachorują w swoim życiu na raka. Czyli właściwie mamy do czynienia z epidemią. Przerażeni? Tak? To bardzo źle. Bo nie ma tu miejsca na strach, na chowanie głowy w piasek. Trzeba się nauczyć walczyć z rakiem. Lub nauczyć się z nim żyć.

„Epidemia raka nadchodzi” – perspektywa dość przerażająca. Spróbujmy jednak rozpatrzeć te fakty z innej perspektywy; po prostu inne powody umieralności (choroby zakaźne, sercowe) zmniejszają się dzięki postępowi medycyny, higieny, zmiany sposobów odżywiania. Przedstawiając schematycznie – długość życia wydłuża się – jeśli częściej umieramy na raka (my, jako ludzkość), to także z tego powodu, że …. rzadziej umieramy z innych powodów.W pierwszej chwili logika tego artykułu wydawała się dziwnie pokrętna. Ale im dłużej nad tym się zastanawiam – to po prostu postęp geometryczny.


Ostatni akapit zwalił mnie jednak z nóg. „Coraz częściej będzie dochodziło do przypadków, a których jeden pacjent zachoruje w swoim życiu na więcej niż jeden rak.
Na pocieszenie – nauka się rozwija ….
Dla opornych - tytuł to oczywiście prowokacja.

wtorek, 1 marca 2011

sprawozdanie z zaległości

W ubiegłym tygodniu poczułam moc.

Biegałam cztery razy i tym razem nic nie zaburzyło moich planów. Nawet zimowe wakacje dzieciaków, plątających się po domu i wymyślających - ja chcę na karuzelę, ja na trampolinę, ja chcę telewizję... Najmłodszego zabrałam dwa razy na bieganie, za pierwszym razem towarzyszył mi na rolkach, za drugim przekupiłam go półgodzinnym skakaniem na trampolinie.

Wyglądało to tak:
  • poniedziałek - trucht 2 x 25 minut, w tym ciągnięcie Najmłodszego gdy już się zmęczył przebieraniem na rolkach
  • środa - spotkanie i biega z Isabelle pędziwiatrem. Jej zdaniem mam już dobre podstawy i mogę przygotowywać się do maratonu. Podkreśliła, że jeśli ograniczę się do truchtania to nie będę robić postępów, MUSZĘ więc zacząć robić ćwiczenia: podbiegi i przebieżki. Zrobiłyśmy 20 minut rozgrzewki w biegu, potem przebieżki 30 s szybciej, 30 s wolniej. Tempo było dla mnie dość szybkie, ale dałam radę biec 55 minut bez maksymalnego wyprucia. Na koniec moja biegowa towarzyszka zaprosiła mnie na stadion na czwartek. Powiedziałam, ze chętnie przyjadę za tydzień, a ona na to - a dlaczego nie jutro? No właśnie dlaczego nie? Tym sposobem znalazłam się na stadionie w
  • czwartek. Bieganie na stadionie jest fantastyczne. Można sobie ćwiczyć własne tempo, obserwować innych, podłoże równe. 4 okrążenia rozgrzewki i później ćwiczenia: 2 okrążenia trochę szybciej + jedno wolno i tak trzy razy. Później 3 okrążenia wolno i na koniec jedno wolniusieńki i luźniuteńko. Razem wyszło 17 okrążeń stadionu. Dla mnie rewelacja.
  • sobota, z założenia dłuższe i wolniejsze wybieganie. Tradycyjnie robię je na bulwarze nadmorskim. Ale źle mi się tam biega. Nie lubię i już. Do tego musiałam czymś zająć Najmłodszego i od czasu do czasu zerknąć, czy sobie czegoś nie poobrywał na trampolinach. 3 x 20 min z przerwami na doglądanie syna.
Wnioski wyciągnęłam takie, ze trzeba od czasu do czasu biegać z kimś. A najlepiej z kimś kto się zna. Ja mam jeszcze dodatkowy problem - nudę. Po pół godzinie umieram z nudów. Wczorajszy "sukces" to głównie zasługa Gaby Kulki, która mi do uszek bezpośrednio śpiewała (Polu ;).

Niedaleko naszego domu dzieciaki znalazły takie coś.


To reklama, no właśnie, reklama czego? Dłuższą chwilę trwało, zanim oczka nam przestały tańczyć, zez się naprostował i poszedł impuls do mózgu z informacją co zacz. Dwa pytania - reklama czego i dlaczego (tak).