środa, 23 listopada 2011

Zdjęciowo



Skoro cieżko mi idzie pisanie a łatwo zamieszczenie zdjęć, oto kolejne. Z serii - zdjęcia bez sensu...

wtorek, 22 listopada 2011

Jeszcze z drogi



Przejezdzamy przez Thies. Mlody cudzoziemski chirurg, wychowanek doca, zdaje relacje ze swojego stazu na poludniu kraju: praktycznie spie w szpitalu. W dzien zaplanowane operacje, w nocy cesarki i interwencje. Jednej nocy to 14 cesarek musialem przeprowadzic. Szczeka mi opada do ziemi, co przy szybkosci 150/h moze miec tragiczne konsekwencje.

Ale zaraz sie dowiemy, kto tu jest samcem Alfa. Thies, piekne miasto - zaczyna doc. Docowi wzielo sie na wspominki i mowi - taaa, jak tutaj pracowalem, to mialem 4 sale operacyjne do dyspozycji. Operowalismy rownoczesnie na czterech, pierwszy anestezjolog usypial pierwszego pacjenta, wchodzilem na sale rach, ciach, drugi juz byl usypiany na drugiej sali, a trzeci na trzeciej przygotowywany...

???

niedziela, 20 listopada 2011

Przeznaczenie...

Wracamy. Doc gna swoim Touaregiem osiagajac miejscami 150/h. Prosze tylko o zmiane muzyki, przy takim tempie lepiej posluchac salsy, niz 5 Symfonii Bethovena, w ktorej Przeznaczenie (niektorzy twierdza ze Smierc) puka do drzwi.

ku ku



Jestem wyjechana.

Na wyjezdzie glownie siedze. Bo mnie pokrecilo lumbago (nie ryj sie, Marciocha). A pokrecilo mnie, bo siedzialam. Bo ilez mozna siedziec: na zebraniu, na obiedzie, w aucie jadac na drugi koniec Senegalu...


Wiec siedze i cierpie.

Na zdjeciu siedze obok mlodego doktora, ktory wlasnie przebadal kolo piecdziesiatki kobiet.



czwartek, 17 listopada 2011

Swiąteczna stopa

W związku z maglem u Li powtorze - rak to sprawdzian z zycia, z radzenia sobie z problemami, z naszych relacji z bliskimi, z naszego czlowieczenstwa. Nie wszyscy ten egzamin zdają. "Raka" używam jako metafory i bardzo przepraszam tych, którzy nie wiedzą o co chodzi - wybaczcie, nie chcę wywoływać magla u mnie.



Ale nie o tym miało byś dzisiaj. Jade jutro do miasta Swiętego Lujego. Może jaką relacje zamieszczę, bo będzie i pracowo (jadę jako kwiatek do kozucha Doktora Kocura, który robi wyjazdową sesję badania kobiet) i rozrywkowo, bo w sobotę inauguracja nowego mostu im Fedherbra (kto chce, niech szuka w wiki - Saint Louis, pewnie będzie zdjęcie mostu).



Foto- pięta, właściwie stopa pacjentki, która w ramach Polskiej Pomocy 2011 została dziś poddana zabiegowi krioterapii. Stopa świąteczna na fotelu ginekologicznym.

środa, 16 listopada 2011

Zombie



Od miesiąca narzekała i prosiła - mamaaaa, przywieź mi z Polski lateks na sztuczne rany i sztuczna krew. Nie przywiozłam bo nie znalazłam, za to zachęciłam do chałupniczego wyrobu przebrania. Krecenie nosem, dąsy, a potem - eureka! Ileż można zrobić z mąki, kredek do oczu, miodu, polewy czekoladowej, podkładu w płynie, węgla i sama tylko wie z czego. Podczas dwóch tygodni prób (rana na policzku czy na ręce, gnijące rany po obu stronach, czy po jednej) mieszkanie wyglądało jak ...cmentarz. Ale chyba wszyscy przyznają - efekt jest powalający.

wtorek, 15 listopada 2011

Oooch i aach

takie dzwięki wydaję dzisiaj po solidnej porcji rozkoszy, jaką otrzymałam w południe z rąk kobiety. Masażyski fizjoterapeutki.

Pozwoliłam sobie na tę przyjemność, bo łupało mnie w krzyżu, to jedno, ale drugie - w przyszłym tygodniu zaczynam ostrożnie, powolutku, żeby nie zapeszyć, wiec zaczynam no co??? Nieee, nie bieganie... zaczynam truchtanie. Delikatnie i powoli. Właściwie nie powinnam sie tym nawet chwalić, bo pewnie okaże sie jednak, że jednak nie mogę. No ale napisałam. Więc zwracamy uwagę w poście nie na bieganie, tylko na masowanie.

Dać się wymasować jest bardzo fajne.

niedziela, 13 listopada 2011

Baranowo



Mieszkam w Baranowie.

Urodzaj baranów w tym roku spowodował, że tydzień po święcie rżnięcia barana nadal wszędzie ich pełno.



Co do barana swiątecznego z poprzedniego postu - był jaki powinien być i wszystko mial na miejscu.

One takie są i na tym ich urok i smak polega.

sobota, 12 listopada 2011

11.11.11







Nadal uparcie nie wierzę w przeznaczenie. Wierzę w zbiegi okoliczności. Ale chyba powinnam zmienić nastawienie, bo życie od pewnego czasu podwaza moją wiarę w niewiarę. Zbyt wiele się wydarzyło w moim życiu przez raka i dla raka i wygląda na to, że wiele się jeszcze wydarzy. Dobrego.


Świętowaliśmy 11.11. Prof postanowił wydać dla grupki Polaków kolację; trochę w podziękowaniu za projekt, trochę z sympatii, mam taką nieśmialą nadzieję. I doczekałam się szampana. Ze wzruszenia ścisnęło mnie w gardle i nie wygłołosiłam mowy, wydusiłam z siebie tylko podziękowanie.

Oprócz szampana był tez baran, lody, dobre wino, tańce. A o północy hymn narodowy!



Konczymy zaraz jeden projekt, tworzymy nowe na 2012.

Impreza odbywała się na dachu, na tarasie. Gapiłam się na uśmiechniętą gębę księżyca (pełnia) i czułam zbliżające się spełnienie. Uczucia tego oewnie nigdy nie doznam, ale samo poczucie, że czai się, że jest niedaleko, było bardzo przyjemne.




niedziela, 6 listopada 2011

Raciczki








Ostatnią noc spędza w garazu.


Odkąd Kociczka nas zaadoptowała, jakoś tak nie cieszę się na Tabaski... Empatia międzygatunkowa.