poniedziałek, 30 grudnia 2013

Noworocznie


Niech nam wszytkim dobrze będzie w 2014. Zrelizujmy w nowym roku kilka planów, rozgrzeszmy się z niezrealizowanych, poprzytulajmy sie do bliskich i do samych siebie,  na koniec roku spójrzmy w lustro z radością i miłością.

Powtarzam - WSZYSTKIM tego życzę. Takam dobra dzisiaj, nastrojona pozytywnie właśnie przez możliwość spojrzenia w lustro z miłością.

poniedziałek, 9 grudnia 2013

Nebedaye albo Moringa

Za chwilę miną cztery lata. Właściwie nie chcę juz pisać tego bloga, ale nie zamknę go, niech pozostanie tu jako świadectwo :D. Ku pokrzepieniu.

A czy ma czym krzepić? Chyba tak. Cieszę się dość dobrym zdrowiem, poza menopauzą i dyskopatią, które są pochodnymi leczenia, nic mi nie jest.

Generalnie nic mi nie jest. Bo wiek biologiczny podskoczył z 41 do mniej więcej 51, więc mam różne dolegliwości właściwe dla Pań w tym wieku. Bólom stawów i przeciążeniom staram się zapobiegać wcinając tłuste ryby oceaniczne oraz moje wielkie odkrycie - lokalne cudowne zioło - liście drzewa nebeday czyli moringa oleifera.


To wielkie dobrodziejstwo Sahelu. Zapobiega niedokrwieniu, polecane jest dla dzieci niedożywionych. Podobno dobre także na wszelkie paskudztwa reumatyczne. Nazwa pochodzi od zniekształconego "never die" - bardzo szybko przyrasta, pierwsze pojawia się na terenach poddanych wypalaniom, można je wyciąć do korzeni, a ono i tak odrośnie. Upowszechnianiem nebedaye zajmuje się w Senegalu stowarzyszenie o tej samej nazwie: (link pod zdjęciem)


W mojej kuchni mam zawsze pod ręką słoik z ususzonymi liśćmi nebedaye i staram się zjeść codziennie jedną lyżeczkę. Mój lokalny suplement.


Smakuje to jak trawa, więc najlepiej dodać do czegoś co ma jakiś konkretny smak, jak zupy czy dobrze przyprawiona jajecznica. Kiedyś u sióstr zakonnych jadłam przystawkę z kwiatów nebedaye z majonezem. Smakowało osobliwie.

niedziela, 1 grudnia 2013

Gdzie żyć?

Gdy dokuczy mi Senegal, stawiam sobie to pytanie. I za chwilę wymazuję odpowiedzi, bo pytanie raczej już mnie nie dotyczy, za to jest lub zaczyna być aktualne dla naszych dzieci.

Okazało się, że obecne miejsce zamieszkania i nauki Najstarszej jest uznawane za najlepsze do życia dla młodych ludzi. Miasto ze snów, Miasto muzyki (klik). Wiedeń. Nie wiem, nie wiem. Mnie ostentacyjne bogactwo centrum Wiedna zwyczajnie przytłoczyło.

Średnia ostatnio coś przebąkuje o Australii. Ja dyplomatycznie przesuwam jej palec na mapie trochę niżej - Nowa Zelandia, no dosłownie koniec świata. Najmłodszy jeszcze o tym nie myśli, marzy by świetnie pływać, grać w piłkę i wreszcie dostać swój komputer.

Ja myślę, że wystarczyłoby mi krążenie między Senegalem a Polską.

Skąd w ogole te pytania? Doszłam do wniosku, że nie mogłabym być szczęśliwa w oderwaniu od ludzi, otaczającej mnie rzeczywistości. Być szczęśliwą i żyć sobie wygodnie niezależnie od... , wyrwana... z. Jestem zwierzęciem społecznym i chociaż lubię się zamknąć we własnych kątach, poczytać, pomyśleć, to jednak losy ludzi z mojego otoczenia wywierają na mnie spore piętno.

Poza tym lubię działać, współdziałać, organizować, uczestniczyć, ale świadomie, dogłębnie, a to możliwe jest tylko przy zapuszczonych korzeniach.


poniedziałek, 7 października 2013

Zielony Senegal

Przez 9 miesięcy krajobraz Senegalu przypomina stare, sepiowe fotografie, złamane błękitem nieba i czerwienią laterytowej ziemi. Dostojne baobaby, łyse jak polskie krzaczory zimą, wysmukłe palmy ronier, wredne, bo kłujące akacjowce i ewentualnie gaje mangowe. Trochę nudno.

Od sierpnia do października - bęc zmiana! Wszędzie, wszędziutko jest zielono i zieloniutko!

Przed beztroskim pląsaniem po łąkach powtrzymuje nas wizja węży, waranów, latających, żrących, albo i sikających na żrąco robali. Ale nie mogliśmy się powstrzymać, by obchodów piętnastoletniego zakontraktowanego pożycia nie uczcić poza miastem. I poza zasięgiem dzieciorów. Było parno, duszno i zielono.

Zdjęcia się gibły. Ciekawe dlaczego?









wtorek, 24 września 2013

Wspomnienie wakacji

Właściwie, to polskie wakacje powinnam zaliczyć do nieudanych: za długie, zbyt intensywne, obfitujące w pomyłki i wymuszone zmiany planów, zakończone wielkim bólem. Powinnam. Ale mimo to uważam, że było cudnie.


Wszystko zaczęło się od tego, że pomyliłam pociągi. Chociaż nie, zaczęło się od tego, że oczywiście przywiozłam Afrykę, czyli, że zrobiło się gorąco. Na mój przyjazd. Jak zawsze. Taka karma - muszę znosić upał w Afryce i upał w Europie (jedyny chłodny przerywnik w ostatniej trzynastolatce, to trzy tygodnie spędzone w górach Maroka).
Potem wsiadłam do pociągu jadącego do Krakowa zamiast do Poznania. Najdziwniejsze było to, że z miejscówką w ręce dotarłam przez dzikie tłumy do mojego wagonu, mojego przedziału, w którym wolne były tylko dwa miejsca, właśnie te, wydrukowane na naszym bilecie. Tylko pociąg nie ten. Może te dwie osoby na które czekały te miejsca też się pomyliły i wsiadły do pociagu do Poznania, zamiast do Krakowa?

Prawem serii wszystko dalej poszło trochę nie tak. Przeniesiony mecz Barcelony, wybłagany, wyczekany i przepłacony, szósta podróż pociągiem (a to dopiero początek wakacji) i piąty raz podejrzliwe, wręcz oskarżycielskie pytanie najmłodszego - jesteś PEWNA, że to NA PEWNO ten pociąg??? Dalej nastąpiła polka galopka, przeplatana cudnymi chwilami zachwytów, co pozwala jednak zaliczyć wakacje do udanych.


W skrócie było tak: pociąg, pociąg, autobus, samochód, pociąg, pociąg, samochód, pociąg, autobus, pociąg. Najmłodszy strzelił focha jak to mu wakacje zepsułam, wyliczając ile dni musiał ze mną spędzić w pociągu. Zjechaliśmy Polskę wzdłuż (dosłownie, od Gdańska do Żegiestowa) i wszerz (prawie, bo od Szamotuł po urocze wsie na Podlasiu). Wyskoczyliśmy za bezpośrednią granicę (żarcie na Słowacji) i granicę trochę dalszą (trzy upalne dni, a jakże, w Wiedniu), eksplorowaliśmy górki (Beskid Sądecki) i kopalnie (polecam wszystkim poza standardową turystyczną, trasę górniczą w Wieliczce).

Podlasie jest moim odkryciem lata

Wiedeń tak mnie przytłoczył przepychem, że zdołałam fotografować tylko elementy, bez całości
Czyli atrakcji huk. Ale i tak najważniejsze były Spotkania. Z ludźmi dobrymi, mądrymi, takimi, których chiałoby się mieć blisko siebie cały czas.

A skąd wielki ból? Po przejściu z Obidzy do Krościenka przez Wysoką i Sokolicę, oraz po wałęsaniu się po Wiedniu spuchło kolano, a po szarpnięcia walizką w skłonie dołączyła się (k).rwa. Leczenie było dramatyczne z powodu braku ubezpieczenia w Pl i nasilenia bólu. O ile kolano doprowadziła mi do porządku doktor K wysysając z niego płyn koloru zdrowych sików, to leczenie kolejnego nawrotu rwy trwało i trwało, i trwało.

środa, 19 czerwca 2013

Debilny pudel

Najbardziej debilne zdanie tygodnia? Ostatnie w tym (klik) "artykule" internetowego tabloidu, czyli "Pudelka".

Dzisiaj udzieliłam wywiadu studentce dziennikarstwa, która dla senegalskiej telewizji RTS realizuje reportaż o sytuacji kobiet chorych na RSM. Było mi bardzo ciężko zdecydować się na ujawnienie swojego nazwiska i twarzy. Ale zdecydowałam się to zrobić, bo kobiety w Senegalu często nie rozpoczynają leczenia nie wierząc w jego powodzenie.

Takie "artykuły" jak ten nie zachęcają bynajmniej do ujawniania się. Pudelku, byłeś dotąd cudownie złośliwy,  ale od teraz będziesz dla mnie synonimem debilnej bezmyślności.

Zacytuję: Violę i Magdę jak widać nadal dużo łączy: Karolak, role w Rodzince.pl, miejmy nadzieję, że nie dzielą się przynajmniej wirusem HPV.  


poniedziałek, 3 czerwca 2013

La source

Miejsce magiczne, bliskie memu sercu. Trzy kilometry od Toubab Dialaw, wybudowane i dopieszczone przez Gerarda Chenet (klik), pisarza,  poetę, rzeźbiarza. Odwiedzam to miejsce co jakiś czas i za każdym razem padam na kolana z zachwytu nad teatrem.




Najprawdziwsza scena w szczerym buszu, kilkadziesiąt metrów od bijącego z ziemi źródełka. Wyobraźcie sobie na tej scenie Andrzeja Seweryna recytującego fragmenty Szekspira. To bardzo złośliwe z mojej strony, bo ja wyobrażać sobie nie muszę, wystarczy, że przywołam z pamięci.

Ekologiczny basen z systemem odsączania i oczyszczania za pomocą roślin wodnych posadzonych w tzw. lagunie, małym baseniku, niestety tutaj jest on niewidoczny (po lewej stronie za "trzcinami").



Inne atrybuty niezbędne w raju :)







Dwa

Tak, właśnie dwa osobne blogi to najlepsze wyjście.
Dziękuję Wam za Wasze głosy i poproszę o cierpliwość. Chcę, aby były to dobre, fajnie przygotowane stronki, bez mojej natrętnej emocjonalności. A to, nie oszukujmy się, wymaga z mojej strony solidnych przygotowań.

Ale póki, będę nadal wrzucać tu co mi pod rękę podejdzie; co chciałabym zapamiętać i Wam przekazać. I nadal w mojej autorskiej, czyli bardzo nieuczesanej formie. 

piątek, 31 maja 2013

Dzień bez papierosa

Dzisiaj jest światowy dzień bez papierosa. W Pl chyba niewiele się o tym mówi, ale pamiętajcie


A tutaj, mój niezmordowany doktor K wygłosił dzisiaj ważną mowę w parlamencie, zwracając się do deputowanych, by jak najszybciej uchwalili prawo chroniące dzieci, młodzież i niepalących. Pprawo które ma zakazać reklamowania papierosów i finansowania jakichkolwiek imprez kulturalnosportowych przez przemysł tytoniowych. Oprócz doktora przemawiali lekarze, dzieci, przedstawicielka WHO, minister sprawiedliwości.

Było uroczyście. Siedziałam w gronie współpracowników i wolontariuszy stowarzyszenia i po raz kolejny czułam, że uczstniczę w czymś ważnym i potrzebnym.

i znów na złość tobie, raku :P

środa, 29 maja 2013

I znów jesteście mi potrzebni

by podjąć decyzję. Chcę z koleżanką pisać blog o sztuce, albo/i kulturze Senegalu. Nie ma to być kompendium, zwyczajnie, jak to blog, bardziej by pokazać co nas zachwyca i w czym uczestniczymy.

Poniżej kilka zdjęć. Tak na "spróbę". Napiszcie, czy smakuje.

Wszystkie zdjęcia by Kamila Rosińska; wystawa "Goree, Regard sur cours" (klik)



















wtorek, 28 maja 2013

Ból, który level?

Tradycyjnie, jak każdego roku, dokładniej minimum dwa razy do roku, dopadło mnie zapalenie nerwu kulszowego. Uprzedzam - notka będzie zawiła.

Afrykę.org czytam właściwie od samego początku jej istnienia. Nie ze wszystkim się zgadzam, ale przyznaję, głos radykalnie proafrykański jest w Polsce potrzebny. Śledziłam ich dość śmiałą kampanię zbierania 1%, próbującą zawalczyć o zmianę klisz, jakie mamy wdrukowne gdy myślimy o Afryce. I zaczęłam się z nimi zgadzać ...jeszcze mniej.

W pamięci utkwiła mi notka "w Afryce nie ma wody?" (klik) i proszę Państwa, ponieważ relatywizm stanowi dla mnie jednoznaczną manipulację, powiem wprost - nie podoba mi sie takie przedstawienie problemu. Nawet małe dziecko wie, że problemem nie jest sam fakt istnienia lub nie, wody w Afryce, ale dostępności do niej. Ja, jak i dwa miliony mieszkańców Dakaru, od prawie miesiąca mam dostęp do wody utrudniony, bo trwają bliżej nieokreślone prace naprawcze przy wodociągu. Możemy oczywiście powiedzieć, że woda jest, cienkim siurem leci na parterze, tylko że u mnie na pierwszym i drugim piętrze już jej nie ma.

Myjemy się zatem polewając wodą z "wiadra", co zresztą niczym szczególnie dziwnym nie jest, bo śmiem twierdzić że połowa mieszkańców Afryki tak się właśnie myje. Oczywiście cały czas pamiętamy o tym, że jak nas uczy Afryka.org, woda w Afryce jest, ano jest, trzeba ją tylko przydźwigać.

Dźwignęłam i ... - patrz początek notki. Klinika, kroplówki, zastrzyki, teraz leżenie plackiem w domu i połykanie jakiś strasznie silnych leków, z których na trzech widnieje taki oto sympatyczny obrazek


na moich jest level 1 i 2.

Tak; cierpię, boli mnie, jestem z tego powodu na zmianę kłębkiem rozpaczy i zgryźliwym babonem (padło na Afrykę.org tym razem). A boli mnie tylko gdy próbuję chodzić, albo przewracam się z boku na bok, gdy leżę na plecach z ugiętymi nogami jest super. Pocieszam się, że nie będę tak leżeć w nieskończoność. Wszak to moja coroczna tradycja i znam jej ciąg dalszy, wiem, że za kilka dni wstanę i pobiegnę (no, pomaszeruję).

Level 2 odbiera mi zdolność koncentracji ale nie empatii. Zatrzymuję się i myślę o tych wszystkich, których boli non stop. Gdy chodzą, leżą, stoją, zwijają się w kłebek, rytmicznie kołyszą się na sztywno wyprostowanych nogach (wiecie kto tak robił?). Ból nie pozwala im spać, żyć, komunikować się, odbiera człowieczeństwo, godność, prawo do samostanowienia. A do tego ignorancja i biurokracja (klik) utrudniają im dostęp do level 3 i wyżej. Dzisiaj bardziej niż zwykle zgadzam się, że "nikt nie powinien tak ciepieć". Napełnijmy świnkę skarbonkę Magdy - Wojowniczej. (klik)




czwartek, 16 maja 2013

Ten mój Senegal

Ktoś mi zadał ostatnio pytanie, dlaczego nigdy nie zdobyłam się na pisanie bloga o Senegalu. Z tego samego powodu, dla jakiego setki tysięcy Polaków nie piszą bloga o Polsce. Się nie da, temat zbyt szeroki. Wyszłaby z tego jakaś mieszanka niestrawna. Jednak dzisiaj z pełnym poczuciem narażania się afroentuzjastom i niektórym Afrykanom, pozwolę sobie zdjąć maskę hurrrrrajaktuzajebiścieifajnie i ponarzekam.

(pewnie zauważyliście, że jak dotąd wolę nie pisać nic, niż narzekać, w myśl zasady, że nie pluje się do miski, która karmi)

W Afryce komunikacja między ludźmi musi być, ten ciągły przepływ energii. Co jest w sumie bardzo fajne i nastraja pozytywnie. Ale.... czasem każdy ma dość, chce się schować, nie chce komunikować ani wymieniac savasavabien. I gdy to nas dopada, ubieramy odpowiednią minę, przyjmujemy odpowiednią pozę. I to działa. Działa w Europie, bo już w Afryce to niekoniecznie. A gdy już jesteś białasem, do tego rodzaju żeńskiego i w średnim wieku, nie działa wcale.

Idę. Kaszkiet na łbie, krem 50+ na twarzy i ramionach (czyli zero makijażu, czyli widać, że swoje lata mam). Chcę przejść przez ulicę, przez którą przewala się kupa aut jadących w tempie zółwim i wydzielająca kłęby spalin. Staję dobre dwa metry przed krawężnikiem, żeby wdychać gówno trochę bardziej rozrzedzone. Obok staję kobitka. Przygląda mi się i pyta - czekasz na autobus? odpowiadam - nie. Niewypowiedziane pytanie o cel mojego tu stania/pobytu/statusu zawisło między nami, ale... przykro mi, dzisiaj jest ten dzień, że ja niekoniecznie.- Bo jak chcesz żeby się autobus zatrzymał, to musisz podeść bliżej krawężnika - ciągnie. - Wiem, dziękuję, nie czekam na autobus, chcę przejść na drugą stronę - odpowiadam. - Jeśli się chce przejść przez ulicę, to też trzeba podejść bliżej - nie ustępuje.

Uuuuuuuuaaaaaaaaaa. zagotowało mi się pod kaszkietem. - Dlaczego w tym uroczym kraju ciągle mnie wszyscy pouczacie? Spojrz na mnie! Czy wyglądam na kogoś kto nie umie przejść przez ulicę? Dlaczego wy Senegalczycy i Senegalki ciągle mnie usiłujecie uczyć i pouczać??? - powiedziałam, przyznaję - podniesionym głosem - i przeszłam na drugą stronę. Pani na wszelki wypadek została po swojej stronie, chyba się trochę mnie wystraszyła, i stamtąd krzyczy - czy ty jesteś normalna? Nie, proszę pani, dzisiaj nie jestem. I poszłam w swoją stronę.

Polsko, Senegalu, pozwól żyć!!!
:D

Pan Ha skwitował - pogadać sobie chciała.

kurtyna!

środa, 15 maja 2013

Joli - Piecha

Kolejny absurd tego pana.
http://www.tokfm.pl/Tokfm/1,103087,13911461,Piecha_przeprasza_za_wypowiedz_o_Jolie___Pospiesznie.html#BoxSlotII3img
Pana sądy nie są bynajmniej zbudowane na lekarskiej wiedzy, tylko na męskim wybujałym ego.
Powtarzam - wykastrować prewencyjnie dla dobra żeńskiej części narodu!

(tak, wytniemy i lekarze wycinają jajniki. a genu raka szyjki macicy nie ma, niedouczony matole)

wtorek, 14 maja 2013

Joli

Debilne komentarze wkurzają mnie niemożebnie.

Wycięłabym sobie bardzo wiele, cycki również (tym bardziej przy natychmiastowej odbudowie), byleby nie przechodzić radio i chemioterapii. A temu panu,http://www.tvn24.pl/wiadomosci-z-kraju,3/piecha-o-mastektomii-jolie-dziwne-zachowanie-event,325691.html zaaplikowałabym naświetlania, prewencyjnie dla narodu - wszystkiego, żeby poczuł, jak to jest fajnie. A gdyby już poczuł, to by żałował, że sobie jąder nie amputował. Prewencyjnie.

wtorek, 23 kwietnia 2013

Papierosy raz jeszcze/ piszcie dalej proszę

Dziękuję za odpowiedzi na wcześniejszy post.
Robię prywatne śledztwo na prywatny użytek. Ale może coś się z tego urodzi większego, kto wie, kto wie.

Bardzo Was proszę, abyście odpowiedzieli na kilka pytań:

1. Czy zetknęliście się osobiście z jakąkolwiek kampanią antynikotynową
  • w telewizji, radiu
  • gdziekowliek indziej
i opiszcie krótko co to było.

2. Czy słyszeliście, aby Wasze dziecko (lub ktoś z młodszego pokolenia - siostrzeńcy, młodzi sąsiedzi itd.), opowiadało o kampanii przedziwdziałania paleniu lub czy jest Wam wiadome, jakoby Wasze dziecko zostało taką kampanią objęte (szkoła, harcerstwi itp.)

3. Czy Wasz lekarz pali? Jeśli tak, to skąd o tym wiecie? Niezależnie od tego czy pali czy nie, czy kiedykolwiek podczas wizyty u lekarza został poruszony temat papierosów?

4. Jaki Waszym zdaniem może mieć wpływ na "nieletnie otoczenie" fakt, że ktoś bardzo, bardzo fajny i atrakcyjny (ulubiona ciocia, uwielbiany nauczyciel, podziwiany sąsiad) pali?



niedziela, 21 kwietnia 2013

Wojująca Madzia

Gdy byłam mała, w każdej klasie było kilka Ań i kilka Madź. Moje Madzie były kluchowato miłe i grzeczne.
Madzie z którymi stykam się od kilku lat są bardzo W O J O W N I C Z E.

Ta Wojowniczka Madzia wojuje ze swoim, jak go nazywa, srakiem. Walczy o dzień bez bólu, o godne życie, o chwile z córeczką i mężem. A to kosztuje. Pomóżmy.

Dodam tylko, że koncert odbędzie się w innym terminie, o którym oczywiście poinformuję :)
Mamy więcej czasu na przeszukanie sakiewek ;)


niedziela, 14 kwietnia 2013

Papierosy są do dupy/ piszcie

W skrócie.

30% przypadków raka spowodowanych jest paleniem czynnym lub biernym tytoniu. Risercz mi pokazuje, że większość zagranicznych organizacji/stowarzyszeń/fundacji zajmujących się rakiem prowadzi też działalność antynikotynową i nie chodzi tu bynajmniej o nikłą informację, że źle jest palić, ale o zaangażowanie w dezauowanie przemysłu tytoniowego, tworzenie silnych lobby antynikotynowych z lekarzami, prawnikami, nauczycielami na czele.

Czy mi się wydaje, czy w PL to dwie odrębne dziedziny?
Jakie są Wasze doświadczenia? Piszcie proszę. 

wtorek, 9 kwietnia 2013

Chustka

w tym całym wirtualnym łajnie, mimo ciągłych prób obrzucenia nim, zachowywała czystość i niewinność. Rozpalała umysły i serca, wzbudzała emocje skrajne do czerwoności. A mimo to, nikt nie łączył jej imienia z tym całym miałkim jazgotem. Dlaczego?

Nie lubię słowa "klasa", bo kojarzy mi się z formą, a tutaj o treść chodzi. Powiem więc inaczej. Mimo ciągłego demaskowania ludzkich przywar i małości, nie stała nad człekiem z paluchem i nie trząsła nim: napisałaś, powiedziałaś, zrobiłaś, pokaż gdzie ja, gdzie ty, gdzie oni.

Nie, drogie Panie, to nie tak. Krok do przodu proszę, wzrok wyżej, oddychamy głęboko, powoli i równo. Nawet jak Wam przy tym żyłka w dupce pęknie, a niewypowiedziane słowa wysadzą gałki oczne, to jednak te kilka minut namysłu da Wam szansę na ocalenie.

(komentarze wyłączone)


Wiosna

Buganvilie dorastają już do drugiego piętra, ale jak je ściąć, skoro schronienie dają takim oto, rozkosznym maluszkom.

(ku frustracji Minoutki)



wtorek, 12 marca 2013

Maroko - sprawozdanie, cz.3

Od dwudziestu lat trwa susza w Antyatlasie. Deszcze padają sporadycznie, ziemia stepowieje. Wszędzie widziałam smutno wyglądające zaorane i obsiane małe poletka, niewiele większe od dużych grządek. W tym roku, podobnie jak w poprzednim nic na nich nie wyrośnie - za mało deszczu.

foto - Jacek Marczewski
 Zmiany klimatyczne powodują nie tylko suszę, ale także przemieszanie zimy i wiosny. Drzewa migdałowe zaczynają kwitnąć już w grudniu, potem przychodzą przymrozki i wymrażają nie tylko pąki, ale także całe drzewa. Pszczoły nie mogą zebrać dostatecznej iliści pyłku, dostarczają mniej miodu, bardzo ważnego i cennego w miejscowej diecie. Miejsce migdałowców zajmują silne drzewa arganowe, które jeszcze dwadzieścia lat temu były w mniejszości w stosunku do drzew migdałowych.

Mniej pracy na roli powoduje migrację ludności, głównie mężczyzn do miast, najczęściej do prężnie rozwijającego się, hotelowego Agadiru. Po drodze mijaliśmy setki opuszczonych starych domostw z kamienia. Ich miejsce zajmują powoli nowe, budowane z pustaków. Zbytek z jakim są stawiane świadczy, że ich właściciele nieźle się w mieście dorobili. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie... pozostawione same sobie kobiety. Jak mówił nasz gospodarz - siedzą w domu, ukrywają się przed całym światem, oglądają głupie seriale argentyńskie. I jaki przykład dają dzieciom?
Podstawą zrównoważonego rozwoju jest świadoma, wyedukowana kobieta; i trudno się z tym nie zgodzić.
foto - Jacek Marczewski
 
foto - Jacek Marczewski
Antyatlas ma dobrze rozwiniętą infrastrukturę turystyczą i drogową. Można chodzić na piesze wycieczki, można się też powspinać (podobno z Tafraute jest około 100 dróg wspinaczkowych). Zachęcam gorąco - jest pięknie i bezpiecznie. I taniej niż w czarnej Afryce.

A w samym Tafraut piękny hotelik z takim foyer.