czwartek, 24 lipca 2014

Nie sądziłam, że kiedyś do tego dojdzie

ale oto stało się. Chodzę na gimnastykę dla starszych pań. Aquagym jest boski. Co prawda zmęczyć się przy tym nie da, ale po wyjściu z wody czuję wreszcie cudowną, bezbolesną ruchomość stawów.

W dni parzyste dokładam sobie pilates na piłce dostarczonej z Pl, nudząc się przy tym straszliwie. Mam nadzieję, że dzięki tym namiastkom sportu dotrwam w jako takiej formie do końca pory gorącej, czyli gdzieś tak do listopada.

niedziela, 4 maja 2014

Ucieczka

Długi weekend przypadł na wakacje Średniej i Najmłodszego, niestety również na kumulację w pracy Pana Ha. Tzw. "mostek", czyli przyjemne francuskie połączenie miedzy świętem a weekendem, w przypadku Pana Ha kończyło się w pół drogi: piątek wolny, ale za to sobota i niedziela w robocie.

Dwa dni wakacji w tygodniu, smakują jednak dużo lepiej, niż zwykły weekend i zdecydowanie dają poczucie lepszego relaksu. Nie wiem dlaczego, ale tak już jest. To taka ucieczka z więzienia, czyli Pana Ha z korpo, moja z murów domowych i stołecznych.





Odwiedziliśmy dobrze nam znane miejsca, nie stawiając tym razem na zwiedzanie, tylko na zasłużony odpoczynek. Większość czasu spędziliśmy po tej stronie krat. Czasem ucieczka polega także na zakmnięciu drzwi. Trudno.



środa, 30 kwietnia 2014

Pozory mylą

Drepcząc w skwarze po centrum Dakaru w stronę niedrogiej jadłodajni chińskiej, zastanawiając się jak zapełnić cztery godziny oczekiwania na pobór syna, natknęłam się na znajomą Francuzkę. - Zjemy razem - rzuciła i zaproponowała restaurację raczej nie z mojej półki cenowej. Westchnęłam, przekalkulowałam, zrezygnowałam w myślach z deseru i kawy i podreptałyśmy dalej razem.

Znajoma, nazwijmy ją Eleną (rodzice Ukraińcy), wywróciła oczami odprawiając szofera, ponarzekała przy tym na brak intymności w domu, powodowany krzątaniną personelu domowego (sic!). Elena jest żoną zamożnego Libańczyka, nigdy nie pracowała. Mieszka w Dakarze od pół roku, wypatrzyła mnie na jakimś towarzyskim spotkaniu bezbłędnie rozpoznając "słowiańską urodę", jak się wyraziła.

Rozmowa miała formę dialogu równoległego, co szybko sobie uświadomiłyśmy i grzecznie, z zaangażownaiem starałyśmy się szukać wspólnej płaszczyzny tematycznej. Było ciężko. Ale warto, bo po półgodzinie mdłej paplaniny trafił mi się smaczny kąsek.

Elena bardzo by chciała, ale nie ma kontaktu z Ukrainkami mieszkającymi w Dakarze. Dwa miesiące temu zadzwoniła do niej miejscowa Ukrainka, nazwijmy ją Olgą, i zaproponowała spotkanie z rodaczkami, organizowane... w ambasadzie Rosji w Dakarze. Moja Elena zachłysnęła się - jak to w ambasadzie Rosji? Moi kuzynowie na Majdanie, ciągle się o nich martwię, a Wy się spotykacie na raucie u Rosjan? - nie mogła uwierzyć. - A tak, bo my jesteśmy proradzieckie (pour union soviétique) i nie chcemy Majdanu - odpowiedziała jej Olga. Elena rzuciła na pożegnanie, że jest patriotką i nie jest rusofilką i jej noga w ambasadzie Rosji nie postanie. Tak skończyły się kontakty Eleny z "rodaczkami".

A nasze pożegnanie było nadspodziewanie ciepłe i życzliwe.

niedziela, 27 kwietnia 2014

Coraz częściej trafia mi się dzień

z którym nie wiem co zrobić, jak go wypełnić. Krzątaniną, która wydaje się bez sensu, która jest bez sensu wobec worka nieszczęść rozsypujacego się po świecie? Oglądam te nieszczęścia blisko, zbyt blisko. Nie potrafię, nie mogę się nad nimi wszystkimi pochylać , więc obojętnieję. Ale świadomość ich istnienia tuż obok, za ścianą prawie, za szybą samochodu, za tymi rozpadającymi się drzwiami, nie pozwala mi się "krzątać".

Wyśmiewałam żony ignorantki. Ale teraz im zazdroszczę. Spokoju i siły.
Chciałabym cofnąć czas i nie poznać.


poniedziałek, 30 grudnia 2013

Noworocznie


Niech nam wszytkim dobrze będzie w 2014. Zrelizujmy w nowym roku kilka planów, rozgrzeszmy się z niezrealizowanych, poprzytulajmy sie do bliskich i do samych siebie,  na koniec roku spójrzmy w lustro z radością i miłością.

Powtarzam - WSZYSTKIM tego życzę. Takam dobra dzisiaj, nastrojona pozytywnie właśnie przez możliwość spojrzenia w lustro z miłością.

poniedziałek, 9 grudnia 2013

Nebedaye albo Moringa

Za chwilę miną cztery lata. Właściwie nie chcę juz pisać tego bloga, ale nie zamknę go, niech pozostanie tu jako świadectwo :D. Ku pokrzepieniu.

A czy ma czym krzepić? Chyba tak. Cieszę się dość dobrym zdrowiem, poza menopauzą i dyskopatią, które są pochodnymi leczenia, nic mi nie jest.

Generalnie nic mi nie jest. Bo wiek biologiczny podskoczył z 41 do mniej więcej 51, więc mam różne dolegliwości właściwe dla Pań w tym wieku. Bólom stawów i przeciążeniom staram się zapobiegać wcinając tłuste ryby oceaniczne oraz moje wielkie odkrycie - lokalne cudowne zioło - liście drzewa nebeday czyli moringa oleifera.


To wielkie dobrodziejstwo Sahelu. Zapobiega niedokrwieniu, polecane jest dla dzieci niedożywionych. Podobno dobre także na wszelkie paskudztwa reumatyczne. Nazwa pochodzi od zniekształconego "never die" - bardzo szybko przyrasta, pierwsze pojawia się na terenach poddanych wypalaniom, można je wyciąć do korzeni, a ono i tak odrośnie. Upowszechnianiem nebedaye zajmuje się w Senegalu stowarzyszenie o tej samej nazwie: (link pod zdjęciem)


W mojej kuchni mam zawsze pod ręką słoik z ususzonymi liśćmi nebedaye i staram się zjeść codziennie jedną lyżeczkę. Mój lokalny suplement.


Smakuje to jak trawa, więc najlepiej dodać do czegoś co ma jakiś konkretny smak, jak zupy czy dobrze przyprawiona jajecznica. Kiedyś u sióstr zakonnych jadłam przystawkę z kwiatów nebedaye z majonezem. Smakowało osobliwie.

niedziela, 1 grudnia 2013

Gdzie żyć?

Gdy dokuczy mi Senegal, stawiam sobie to pytanie. I za chwilę wymazuję odpowiedzi, bo pytanie raczej już mnie nie dotyczy, za to jest lub zaczyna być aktualne dla naszych dzieci.

Okazało się, że obecne miejsce zamieszkania i nauki Najstarszej jest uznawane za najlepsze do życia dla młodych ludzi. Miasto ze snów, Miasto muzyki (klik). Wiedeń. Nie wiem, nie wiem. Mnie ostentacyjne bogactwo centrum Wiedna zwyczajnie przytłoczyło.

Średnia ostatnio coś przebąkuje o Australii. Ja dyplomatycznie przesuwam jej palec na mapie trochę niżej - Nowa Zelandia, no dosłownie koniec świata. Najmłodszy jeszcze o tym nie myśli, marzy by świetnie pływać, grać w piłkę i wreszcie dostać swój komputer.

Ja myślę, że wystarczyłoby mi krążenie między Senegalem a Polską.

Skąd w ogole te pytania? Doszłam do wniosku, że nie mogłabym być szczęśliwa w oderwaniu od ludzi, otaczającej mnie rzeczywistości. Być szczęśliwą i żyć sobie wygodnie niezależnie od... , wyrwana... z. Jestem zwierzęciem społecznym i chociaż lubię się zamknąć we własnych kątach, poczytać, pomyśleć, to jednak losy ludzi z mojego otoczenia wywierają na mnie spore piętno.

Poza tym lubię działać, współdziałać, organizować, uczestniczyć, ale świadomie, dogłębnie, a to możliwe jest tylko przy zapuszczonych korzeniach.